niedziela, 17 listopada 2013

Przeprosiny (nie)przyjęte...(?)

Ehh...
gomen...
Wiem, znowu zawiodłem =.=
Ale... przez problemy z góry (nie, nie sąsiadka -.-) zawaliłem szkołę...
Muszę nadrobić =.=
Mam 3 dni żeby przerobić historię od początku roku i bd z tego pisał, bo mnie obleje powiedziała =.=
Więc...
Notka jak wrócę to będzie...
A narazie...

ZAWIESZAM DZIAŁALNOŚĆ NA BLOGU

środa, 23 października 2013

Hej wam

Wiem, że znowu nawaliłem, ale was pocieszę.
Mam wolny poniedziałek, więc czekają was 2 notki ;D


ps.
Ktoś tu wgl zagląda? Dajcie znać dla kogo piszę

poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział XVII

Notka o chłopakach.. ONI ŻYJĄ!
Dziękujcie Wincentowi...
Niebetowane!
Pisane dla was!
Tęskniłem za pisaniem... Tego mi trzeba!
Wiecie co? Ja z tym moim debilem też jestem szczęśliwy :3

- Damian, Damian, Damian, Daaaaaaaaaaaaaamiaaaaaaaaaaan! - cóż to za irytujący dźwięk? Hmmm... Pewnie Bartek! - Daaaaaaaamiaaaaaaaaankuuuuuu skarbieeeeeeee - nie... skarbie?
Damian leżał dobie spokojnie w łóżku, za oknem ciemnica, a coś go szturcha w bok i szepce mu do ucha jego imię. Co za bydle? Tak! To jednak Bartek. Stał opatulony w kołdrę i dziobał go w bok
- Co chcesz o 2 w nocy? - burknął patrząc na zegarek w telefonie, który cały czas trzymał pod poduszką
- Mogę z Tobą spać? - mruknął cicho patrząc na niego. Przeanalizujmy sytuację...
Damian był na niego zdenerwowany jak cholera, za to co odwalił. Zmusili więc Bartka do prysznica pod lodowatą wodą, nakrzyczeli na niego, a on przychodzi do Damiana w samych bokserkach, opatulony kołdrą, z miną zbitego psa i pyta czy może z nim spać... Górski nic nie mówiąc zrobił mu miejsce i spojrzał na niego wyczekująco. Wilski ułożył się wygodnie i przytulił do niego.
- Mogę się psytulić? - mruknął cicho. Był nieco gorący...
- Jasne - mruknął cicho Damian i objął go ramieniem. Bartek był naprawdę rozpalony... Czyżby... Nie... to nie mogło być to...
Wilski zamruczał cicho ziewnął. Ustami niechcący muskając jego skórę. Damian mimowolnie jęknął cicho i objął go nogą w pasie. Bartek tymczasem ułożył się wygodniej. Rękoma objął go z tyłu pleców, przy linii bokserek, głową wtulając się w jego klatę. Damian uśmiechnął się czule i pocałował go w gorące czoło. Po chwili oboje usnęli.

O godzinie 7.30 na nogach był tylko Rafał. Ubrany, uszykowany do szkoły, najedzony. A Damian i Bartek? Spali. Przytuleni. Twarzami do siebie. Damian się lekko uśmiechał, a Bartek po prostu szczerzył się przez sen. Nie miał serca ich budzić, więc poszedł na lekcje sam.
Damian obudził się coś koło 9. Przeciągnął się i niechcący objął kogoś ramieniem. Jak to kogo?! Bartusia! Tego słodziaka którego wczoraj chciał zabić, a jak zobaczył go całego i zdrowego to rzucić się na niego i ucałować! Tak, Damian już doszedł do wniosku, że chyba się zakochał... Ale... Co z Bartkiem...? On chyba jest hetero.. nie? Ale wczoraj mówił do niego skarbie... To takie... skomplikowane!
Wstał i chciał obudzić Rafała, gdy nagle spojrzał na zegarek. Parsknął śmiechem i znowu wylądował pod kołdrą. Zaspali. Nie ma więc po co nawet iść na resztę lekcji. Stracili dzisiaj tylko 8 lekcji. To nie dużo przecież. Objął Bartka jakoś tak automatycznie i musnął delikatnie jego usta. Były takie miękkie, że nie mógł się powstrzymać przed powtórzeniem tego. Tylko tym razem jego muśnięcie zostało odwzajemnione. Po chwili Bartek już leżał na Damianie i całowali się zachłannie. Górski objął go w pasie i zamruczał mu do ust. Wilski uśmiechał się cały rozpromieniony, po chwili nagle jednak jego uśmiech zrzedł i wstał przestraszony
- D...Damian.. Przepraszam... Ja...
- Ale... za co? - uniósł brew zdziwiony Górski.
- Że ja cię... no wiesz... - miauknął czerwieniejąc na twarzy. Damian podszedł do niego i objął go. Bartek tym razem się nie odsunął - nie jesteś zły?
- Nie słodziaku - pocałował go w nos - jestem szczęśliwy
- Szczę...śliwy? - spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami - ale... ja jestem facetem... i Ty... i to...
- Och zamknij się - burknął i ponownie wpił się w jego usta. - Podobasz mi się, fizycznie i z charakteru, jasne? A o tym, że jestem gejem już wiesz! Tylko, co z Tobą?
Bartek stał w miejscu zszokowany. Analizował wszystko powoli. Wszystko aż do tego momentu... czy on... on się też w nim zakochał...? Rzucił się Damianowi na szyję płacząc
- Co jest? - spytał przestraszony Damian - coś nie tak?
- T...tak! Moi rodzice... Oni mnie zabiją! - zaczął zanosić się większym płaczem
- Za co? - szepnął cicho Górski
- Że jestem zakochany w facecie! - krzyknął płacząc coraz głośniej. Damian nic już nie odpowiedział, tylko objął go mocniej w pasie i zaczął gładzić uspokajająco po plecach
- Oni nie muszą wiedzieć już teraz... nikt nie musi jeszcze wiedzieć - szepnął cicho i pocałował go w czoło. Położył go na łóżku i objął delikatnie. Bartek wtulił się w niego ufnie i westchnął
- A... a Rafał? - spytał cicho
- On ma na to wywalone - parsknął śmiechem Damian - poza tym, on wie - zaśmiał się
- Co wie?! - podniósł się Bartek
- Że ty mi się podobasz - wzruszył ramionami - powiedział że ja ci prawdopodobnie też. Widać miał racje - uśmiechnął się krzywo - jak zawsze. Pieprzony obserwator!
Bartek uniósł brew do góry i położył się obok niego. A po chwili już leżał na nim wtulając się w niego. Damian obejmował go z uśmiechem. Czuł się szczęśliwy, że mógł mu to powiedzieć,  a w dodatku, on czuje to samo... Czy to znaczy że wszystko się teraz uspokoi...?
NIE!
Koło godziny 13 (chłopcy wciąż po prostu tak leżeli, ciesząc się swoją obecnością) zadzwonił telefon Bartka. Niechętnie podszedł sprawdzić kto to. Kacper!
"Czy możemy się dziś spotkać? K."
"Jasne. O której i gdzie? Bartek"
"15.40 pod Galerią"
Bartek rzucił telefon na swoje łóżko i spojrzał na Damiana który też już wstał i zaczął się ubierać. Miauknął coś zawiedziony (najpewniej brakowało mu widoku klaty, który przed sekundą zniknął mu z oczu) na co Damian zareagował chichotem i cmoknął go w czoło.
Tak... Niech się wali, niech się pali, on z tym nadpobudliwym debilem może być chyba szczęśliwy...

Przeprosiny

Emm.. Ohayou? Tak, tak, tak! Wiem, Dusiek! Widzę cię przez Judasza z tą piłą! Odłóż ją i wysłuchaj! I... Kseniu! Zasługuję na lanie, więc puść miłych panów skinów! A ty Teki... Emmm... usiądziesz? Miło mi powitać nowe twarze, mam nadzieję że zostaną na dłużej, Coke, witam cię u mnie. Sarin! Ojej, stęskniłem się za jakąkolwiek krytyką! Chikusho! Muszę wrócić do Ciebie na blog, wiem że mam zaległości! Satoko! Miło mi cię powitać, mam nadzięję że jeszcze zaglądasz... Emm... o kimś zapomniałem? Jak tak to należy mi się wpierdol, i zezwalam!
A teraz! Wszyscy siedzą? Panowie skini też usiądą, Dusiu, dla Ciebie jest specjalna loża ze stojakami na bronie dla Klaudiusza... Bo... Emm... No...

Pozwólcie że wam coś powiem...
Fukuś... Fukazawa Sadatake popełnił samobójstwo...
Nie macie więc co liczyć na szczęśliwe notki...
Draco jest w takiej depresji że chce wszystkich uśmiercać po kolei... Klaudiuszu... On chciał nawet siebie zabić...
Wincent ze strachu uciekł z domu.. Czy mógłby... O... Pobiegli... Dzięki Lennan! Dzięki Will!
Selethenie... Puść Klaudiusza, niech zajmie się Draco...
A teraz... Kiedy weny się rozeszły po swoich... Zaraz... Ten puchaty kociak.. Dusiu, zawołasz ich? Wincent wrócił... Tylko co z Benem...?
Nieważne...

Mam problemy w domu i to niemałe...
Powiem wam co się tu dzieje w trzech słowach, jak to lubi krzyczeć moja polonistka mówiąc o czymś złym "ŚMIERĆ! KUTAS! ZNISZCZENIEEEE!"
No...
I ten...
Weny mi pouciekały, tylko moje puchate kochanie wróciło - zamruczał głaszcząc kota po głowie, który zmienił się w Wincenta - Idź się ubrać! - zachichotał

Draco właśnie albo dostaje wpierdziel, albo sex... Tak czy tak, doczekacie się więc notki...
Tylko... Szkoda mi Fukusia... Lily... przykro mi...
Mam nadzieję że Klaudiusz coś poradzi... Ehh...
A teraz! Konkrety!
Chłopaki - termin 3tygodnie
książęca historia - miesiąc
one shot - jak najszybciej xD

Obiecuję! A jak było w wenach "szlachetnie urodzeni nie łamią przysięg"! :D
Jak dobrze że jestem plebsem... xDDD

środa, 14 sierpnia 2013

Przepraszam... Bądź szczęśliwy... Jak ja nigdy nie mogłem...


http://www.youtube.com/watch?v=5oLUsQR_y-g

„...Przepraszam… Musiałem to zrobić… Wybacz mi i... zapomnij o mnie.. Żegnaj.“
Kacper spojrzał po raz ostatni na śpiącego Dominika. Płakał… Łzy powoli spływały po jego twarzy, zostawiając po sobie kolejne ślady. Płynęły, jedna za drugą. Kochał go, ale... nie chciał być z kimś, kto go ciągle ranił…
Chodzi nie o rany fizyczne. Dominik nigdy nie uderzył Kacpra. Ranił go słownie… Wciąż wspominał o swoich byłych, kiedy był z Kacprem. Nawet podczas ich wspólnych nocy, Dominik potrafił mu nagle zacząć opowiadać o tym, gdzie i jak mu było z jego byłymi chłopakami... Wspominał o świetnym w łóżku Adrianie. Albo o tym, jak bardzo zakochany był w Szymonie. A Kacper? Płakał... Prosił, żeby Dominik przestał mu o tym opowiadać. Jak on się wtedy czuł? Czy Dominik wie? Wiedział, jak bardzo go rani? Powinien... Kacper prosił go, mówił jak bardzo go to boli, jego partner za każdym razem obiecywał, że więcej o tym nie wspomni, jednak nazajutrz znowu było to samo…
Przez cały rok...
Jednak ile to można?
Ile cierpienia można znieść dla ukochanej osoby?
Kacper często zaciskał usta. Nic nie mówił. Przyklejał do twarzy sztuczny uśmiech… Próbował protestować i udawał obrażonego. Ale... on go kochał... Często mu mówili: "Miłość jest ślepa... Ale odejdź, póki możesz, zanim będzie za późno. Będzie mniej bolało." Kacper niestety nie mógł odejść. Ślepo zakochany, wierzył, że uda mu się zmienić Dominika. Wierzył, że on w końcu zrozumie i przestanie! Wierzył, że zapomni o przeszłości i będą żyć razem, tylko we dwoje. Bez przykrych wspomnień, raniących i jednego i drugiego…
Wierzył...
Jednak ile można żyć mrzonkami?
Ile bólu i łez można wylewać?
Ile upokorzeń można przeżyć?
Ile wstydu?
Ile cierpienia?
Co przelało czarę goryczy?
Co skłoniło Kacpra do odejścia od niego? Jednak nie tylko od niego. Dominik był dla Kacpra wszystkim. Czuł sie przy nim bezpiecznie. Był szczęśliwy, mogąc go dotknąć, pocałować... W końcu ktoś go kochał. Tak myślał, jednak... gdy wszystko się skumulowało... po prostu pękło. Całe szczęście, serce Kacpra i... chęć życia…
Kacper był cały czas nieakceptowany. Wszędzie...W szkole wytykany palcami, w domu był na tak zwane "przynieś, zanieś, pozamiataj". Nagle spotkał kogoś, kogo pokochał. I ten ktoś mówił, że odwzajemnia jego uczucia…
Mówił...
Tego dnia, wszystko się skończyło...
Kacper odwiedzał znowu swojego chłopaka. Na jego ustach kwitł delikatny uśmiech. Który już niedługo miał zgasnąć...
Gdy tylko wszedł do domu Dominika, poczuł się... dziwnie. Dominik zachowywał się jakoś... inaczej. Kacper pomyślał, że tylko mu się tak wydaje i chciał przytlić się do niego. Dominik podszedł niepewnie, jednak po chwili już go ściskał. Uśmiechnął się jednak nieco.. wymuszenie?
  • Coś się stało? - spytał niepewnie Kacper.
  • Nie... wydaje ci się – uśmiechnął się lekko Dominik i znowu go przytulił. Po chwili wypuścił go ze swoich objęć i szybko wyłączył komputer, schował telefon.
Chwilę porozmawiali i Dominik powiedział, że odezwał się znowu do niego jego były...
  • Jak to, Adrian znowu do Ciebie pisał? - miauknął Kacper.
  • No... Odezwał się, czy byśmy się nie spotkali... I tego...
  • Chyba mu odmówiłeś? - spytał cicho Kacper.
  • No, wiesz... - mruknął Dominik.
  • Umówiłeś się z nim?! – miauknął, załamany.
  • Ale tylko na spotkanie! - warknął Dominik. – Poza tym, już się z nim widziałem...
  • CO?! - aż wykrzyknął, zaskoczony. – Znowu poszliście się pieprzyć, jak za starych dobrych czasów?! - warknął. - Wiedziałem... Nie zadowalam cię, tak? - miauknął i zaczął płakać.
  • C...co?! Nie! - jęknął i złapał się za głowę Dominik. – To nie tak, że mnie nie zadowalasz.. Po prostu...
  • Nie dotykaj mnie! - krzyknął Kacper i pobiegł po schodach na górę. Rzucił się na łóżko i zaczął cicho płakać. Po chwili po schodach zaczął wchodzić Dominik.
  • Kochanie.. - szepnął uspokajająco. Kacpra to aż zabolało.. Ten ton... zawsze służył do tego, żeby Dominik nie czuł się winny. Nie... on nie przepraszał.. On odwracał kota ogonem, że to Kacper czuł się winny.
  • Odejdź! Nie chcę ciebie słuchać! - miauknał. Dominik zaczął głaskać go po plecach.
  • Ale.. posłuchaj mnie! - podjął kolejną próbę.
  • Nie! Tym razem to ty mnie posłuchasz! - krzyknął i spojrzał na niego załzawionymi oczyma, w których odbijała się jakaś dziwna determinacja. – Nie pozwolę ci na to więcej! Ranisz mnie cały czas! Prosiłem, płakałem, przymykałem oko... A Ty... Nie... To... to koniec.. - szepnął cicho i znów zaszlochał.
Dominik spojrzał na niego zdziwiony. Nie był jakoś smutny, tylko zaskoczony... Jakby się tego spodziewał. Takiego zakończenia? Czy tego, co powiedział Kacper? Wierzył w to...? Kacper już mu kilka razy groził, jednak na groźbach się skończyło... A teraz? Czyżby przesadził...? Wziął Kacpra w ramiona i głaskał go delikatnie po plecach... Jedyny objaw jego czułości... Jak długo tak leżeli? Kacper nie wiedział.. Usnął po chwili, zbyt wyczerpany. Obudził się w środku nocy. Dominik nadal trzymał go w ramionach. Delikatnie się z nich wyślizgnął, przeszedł do innego pokoju. Chwycił za kawałek kartki i długopis, po czym napisał parę słów...
Wybiegł z domu, trzaskając drzwiami. Ten hałas obudził Dominika. Zdziwiony, że nie ma obok niego Kacpra, wszedł do pokoju obok. Nic... zszedł do kuchni. Leżała tam kartka. Wziął ją do ręki i zamarł.
"Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy, tak jak ja przy tobie, gdy nie opowiadałeś o swoich byłych. Wiesz, że byłeś dla mnie całym światem. Pozwalałem ci na dużo. Jednak to... to zbyt wiele. Mówiłeś, że kochasz mnie. Że jesteś ze mną szczęśliwy... Więc dlaczego znowu się z nim spotkałeś? Zresztą... teraz to już za późno. ..Przepraszam... Musiałem to zrobić... Wybacz mi i... zapomnij o mnie.. Żegnaj... "
Kacper z łzami w oczach biegł przed siebie. Wylał przez niego setki łez... Za dużo... O wiele... Był na moście, gdy zobaczył, że ktoś za nim biegnie. To był Dominik... Nie... on nie mógł pozwolić mu znowu zamotać sobie w głowie. Zatrzymał się w miejscu i pomachał mu na pożegnanie. Uśmiechnął się smutno i przeszedł przez barierkę. Usłyszał, jak Dominik coś krzyczy. On tylko wyszeptał ciche "żegnaj" i zrobił krok do przodu. Spadał w dół, po czym z impetem w coś uderzył. Czy poczuł jakiś ból? Nie wiedział. Ale za to poczuł niewyobrażalną ulgę. Zobaczył jak przez mgłę wychylającego się przez barierkę Dominika. Czy on płakał? Kacper nie wiedział... I nie dane było mu się dowiedzieć...
...Żegnaj...
...Bądź szczęśliwy...



A więc na swoje usprawiedliwienie mam...
Nic... 
Dusiu... Wiesz co robić? Nie? Akemi ci pomoże...
Do następnego ;)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Zabijcie mnie... na śmierć?

Przepraszam, wiem, że moje winy są niewybaczalne...
Ale... musiałem odzyskiwać bloga...
Wyskakiwało mi, że blog został usunięty (WTF?!)
Ale genialny Damian coś naprawił...
Tak...
Bijcie brawa...
Ale bez siekier...
Źle się z tym czuję...
Przysięgam, że dostarczę wam nowych wrażeń...
Nowych opowiadań...
Ale w najbliższej notce, przygotujcie się na ból...
Muszę wszystko z siebie wyrzucić... Współczuję uke najbliższej notki... Naprawdę...
Więc, do... czwartku najpóźniej! Przysięgam!
Jak nie napiszę, to odetnę sobie palce!

piątek, 7 czerwca 2013

Zdrada



Postacie.
Ja - Szczęśliwy student. Wyglądałem na jakieś 20-23 lata. Po prostu Konrad.
On - Fryzjer. Starszy ode mnie o jakiś rok, dwa. Nazwijmy go… Szymon.

            Wchodzę do naszego małego mieszkanka. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to mój ukochany, artystyczny nieład. Dobrze, że Szymek ogarnął trochę przed wyjściem do pracy, bo wychodząc na uczelnię z rana, w oczy rzucały się moje bokserki spoczywające na lampie (nie wiem, skąd one się tam wzięły…) i sterty książek, które powinienem oddać tydzień temu do biblioteki, ale nie miałem czasu.
            - Hej skarbie – powiedziałem, wchodząc do domu, ale odpowiedziała mi tylko cisza… Miał być w domu. Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni mój telefon komórkowy i wybrałem jego numer. Przyłożyłem urządzenie do ucha, po czym, razem z sygnałem, rozległ się dźwięk znajomej melodii płynącej z kuchni. Zapomniał telefonu… No pięknie. Wybrawszy przycisk czerwonej słuchawki, skierowałem swoje kroki do pomieszczenia, gdzie znajdowała się zguba mojego kochanka.
            - Co do… Siedem nieodebranych? - zdziwiłem się. Wyszukałem opcję wyświetlania połączeń. Pierwsze od mamy. Pięć kolejnych od niejakiego Marcina oraz ostatnie ode mnie. Marcin? Przecież on nie ma brata. W mojej głowie zaczął widnieć mało przyjemny scenariusz, ale wolałem się upewnić… Wybrałem numer tego chłopaka u siebie na telefonie. Zgadza się. To ten sam.
            Marcin, to mój kumpel z roku. Też gej. Oni przecież się nie znali… Czyżbym o czymś nie wiedział?
            Zacząłem przeglądać telefon Szymona w poszukiwanie SMS'ów od chłopaka. Może po prostu byli umówieni po coś, może to tylko znajomi… Modliłem się, by okazało się to prawdą.
            'Hej, dzięki za dzisiaj. Było super. Marcin.'
            'Masz może czas? Mam wolne eM.'
            'Gdzie jesteś? Ja już czekam… Napaliłem się.'
            'Wino już jest, ale dlaczego ciebie jeszcze nie ma?'
            Starczy. Opadłem na krzesło.
*          *          *
            - Hej Kondie! Już wróciłem. Ale ruch dzisiaj był w pracy… Szkoda gadać - wszedł entuzjastycznie do domu i do kuchni.
            - Chyba coś zgubiłeś… - powiedziałem, dzierżąc jego telefon w dłoni.
            - Ano tak, zapomniałem go wziąć z domu, a już myślałem, że zgubiłem w salonie - podszedł do mnie i wyciągnął dłoń po swoją własność.
            - Nie rób ze mnie debila! - wykrzyknąłem i stanąłem naprzeciw niego. On tylko spuścił głowę.
            Nastała głucha, niezręczna cisza.
            - Najlepiej, uczcijmy to minutą ciszy… Nie robisz mi żadnej łaski, że ze mną jesteś. Dobrze wiesz, czym dla mnie jest związek. Miłość to cienka nić, upleciona ze zrozumienia, wsparcia i namiętności, łącząca dwoje ludzi. Dzięki niej łatwiej jest nam kochać siebie nawzajem i cały ten świat. To zobowiązuje. Jeśli będziesz mnie zdradzał, zaczniesz się ode mnie oddalać. Jeśli zaczniesz się ode mnie oddalać, przestanę cię rozumieć i nawet przestaniemy ze sobą sypiać, bo będziesz miał inną dupę przy boku.


by Kin-no-choo

mój Nekuś <3 xD

To taka odskocznia, od cukierowatej słodyczy i miłości, którą będę was raczył ;D

Ps... Końcówka... te rozważania mnie powaliły o.O

środa, 29 maja 2013

Zmartwychwstanie cz.1



 Wiem!
Nie było mnie długo! Ale!
Matma poszła mi bjutiful, hista not bed, a angielski jak łatwo się domyśleć łan handret percent ;p

Ok, kończę, bo mnie językoznawczyni (Agata - Akemi wie o co chodzi xD) zabije...
A teraz!
Nowe opko! Hue hue hue!
Nie kcę kończyć Damiana i Bartka... to moje pierwsze dzieci! ;(

Endżoj i te sprawy ;p

Przykro mi, nie powiadamiam! Brak czasu ;/

Był piękny, słoneczny dzień. Pogoda prezentowała swoje atuty, odzwierciedlając uczucia ludzi w mieście. Dlaczego? Ponieważ dzisiaj książę Richard miał nadać prawa miejskie ich rodzinnemu miastu.
Wszyscy byli tak szczęśliwi, że nawet praca w polu i na straganach szła jakoś łatwiej i przyjemniej. Każdy czuł, że jest to dla niego szczęśliwy dzień.
Jedna z rodzin odbierała to nawet mocniej od innych, a zwłaszcza pewien młody chłopiec o imieniu Marek…
- Marku! Idźże się umyj! Toć to dzisiaj wielki dzień! Nasz wspaniały Richard przyjeżdża nadać naszemu Preston prawa miejskie, a ty taki umorusany?! – krzyczała matka wspominanego wcześniej Marka.
Był to rok 1418, czerwiec, dnia 18. Nadszedł znaczący dzień dla Preston. Dzisiaj, po południowej mszy, ma mieć miejsce to wielkie wydarzenie.
- Dobrze matko – mruknął młodzieniec. Wiedział, że kobieta ma rację, dlatego poszedł nad strumień, by zażyć kąpieli. W drodze do niego zobaczył orszak książęcy. Natychmiast stanął w miejscu, z podziwem przyglądając się białym rumakom, pięknym damom i wielkim dostojnikom. Zachwycał się zbrojami rycerskimi, pięknie lśniącymi w blasku letniego słońca, chwile później ciesząc oczy białą jak śnieg sierścią rumaków, a także jedwabnymi sukniami dworskich dam.
- Chłopcze! – zakrzyknął jakiś jegomość z rumaka – Zejdźże z drogi! Chyba, że masz zamiar zostać zdeptanym przez nasze konie!  
Chłopiec momentalnie otrząsnął się z oszołomienia i posłusznie wykonał polecenie 
- Przepraszam, panie. – Skłonił się głęboko.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.  – Szukamy rynku w mieście Preston. Możesz wskazać nam drogę?
- Tędy, panie – Wskazał na jedną ze ścieżek – Przejechać musieli będziecie przez miasto, wzdłuż tej drogi, panie.
Mężczyzna skinął głową z wdzięcznością. Wyjął z sakwy jedną srebrną monetę i rzucił ją chłopcu. Markowi aż oczy zaświeciły. Wykonał jeszcze jeden głęboki ukłon i popędził nad strumień. Szybko się umył, a monetę schował do kieszeni. Po kąpieli pobiegł prosto do domu. - Matulu! Matulu! – krzyczał już w sieni – Matulu, zobacz! 
Chłopiec wyjął monetę i pobiegł do matki. Ona, zajęta swoimi domowymi zajęciami, odwróciła się, nieco zła. Myślała, że synek znowu przyniósł jakiś kamyk z podwórka, albo inne nieprzydatne znalezisko. Jednak, gdy zobaczyła monetę…  
- Skąd to masz?! Nie ukradłeś tego komu?! – spytała zszokowana.
- Skąd! Matulu! Pan na koniu, wielki dostojnik, dał mi ją  za to, że wskazałem mu drogę! Matulu! Dostałem monetę! – pisnął uradowany i rzucił się matce w ramiona – A ja chcę dać ją Tobie, matulu – roześmiał się, oplatając ją rączkami wokół bioder.
Matka chłopca spojrzała na niego ciepło.  
- Dziękuję, synku – uśmiechnęła się ciepło. – Dziękuję! – Przytuliła go mocno do swej piersi – A teraz szybko! Musimy iść na uroczystość! – Złapała syna za rękę i razem ruszyli do wyznaczonego miejsca.
Plac zapełniony był ludźmi aż po brzegi! Jednak jakoś udało im się dostać w miarę blisko centrum. Matka wzięła chłopca na ręce, by ten mógł widzieć, co dzieje się na podwyższeniu. Wielki Pan, który dał mu monetę, wstał i poszedł na mównicę.
- Mieszkańcy Preston! – zaczął uroczystym tonem. 
- Mamusiu! To ten pan dał mi monetę! – szepnął chłopiec, rozpoznając mężczyznę.
- … ja, Wielki Książę, Richard – kontynuował jegomość, a chłopiec aż zachłysnął się powietrzem. On… rozmawiał z samym księciem! – mam zaszczyt, nadać dziś prawa miejskie Preston! Od dzisiaj przejmuję władzę w tym mieści. Już nie mieszkacie w grodzie, ani w żadnej osadzie, czy wiosce! Od dziś mieszkacie w Mieście Preston!
Rozległy się gromkie brawa. Każdy bez wyjątku zaczął się kłaniać. Po dokończeniu przemówienia Książę zszedł z podwyższenia i zaczął kierować się do stajni. Wszyscy zaczęli mu ustępować drogi. Chłopiec, gdy Książę szedł w jego kierunku, skłonił się głęboko i powiedział: „Dziękuję”. Mężczyzna spojrzał na niego z lekkim uśmiechem i dotknął jego głowy  
- Czy chce pani, żeby syn dołączył do mego orszaku? – spytał niespodziewanie matki chłopca. Maria – bo tak miała na imię – wstrzymała oddech. W jej oczach zaszkliły się łzy.
- Tak! Tak panie! – wyszeptała.
Chłopiec spojrzał na matkę wilgotnymi oczyma, gdy Książę wyciągnął do niego rękę. 
- Chodź ze mną. Od dziś służysz jako giermek memu zaufanemu przyjacielowi i spełniać będziesz każdy jego rozkaz! A wkrótce może nawet staniesz się wojownikiem.
Chłopiec skłonił się głęboko.
- Tak panie! – szepnął i po raz ostatni rzucił się matce w ramiona. Obojgiem targnął szloch. – Pamiętaj o mnie, matulu. 
- Będę, synku! – szepnęła, wyswobadzając go z objęć i pokazała mu monetę. – To będzie moją pamiątką po Tobie. – szepnęła. Z radością, ale i smutkiem patrzyła, jak syn odchodzi.
Gdy zaczęli jechać, z Księciem zrównał się pewien mężczyzna w pięknej zbroi.
- Książę! Dlaczego to zrobiłeś?! – spytał zszokowany.
Ten uśmiechnął się lekko i spojrzał na niego.
– Ponieważ przypomina mi Ciebie z czasów, kiedy my byliśmy tacy mali. Ma ten sam błysk w oku co ty. Czuję, że będzie wspaniałym wojownikiem, gdy dorośnie. Zaopiekuj się nim.
Rycerz, nieco zdziwiony tym, co powiedział książę, z początku myślał i rozważał. Jednak, gdy spojrzał na chłopca, uśmiechnął się lekko.
- Rozumiem. Zrobię to, Książę – odparł.

niedziela, 19 maja 2013

Powrót!

Gomene Ludzie!
Wiem, wiem...
Zabijcie mnie!
Zawalony łeb!
Dam wam notkę już za tydzień!
Przysięgam!
Będę grzeczny i pisał już regularnie...
Obiecuję! Na paluszki!
No... A teraz przepraszam, kuję się na poprawę!
See you soon!



Zapieprz.STOP.Poprawy.STOP.Pisanie notki STOP.
Notka będzie w czwartek!
Termin ostateczny!
Szykujcie siekiery, tym razem pozwalam

niedziela, 28 kwietnia 2013

Organizacyjnie

Hej wszystkim. ;) Tu Akemi.

Nasz kochany Psotnik, Kinmakur, poprosił, abym w jego imieniu poinformowała Was o bieżącym stanie notki.
Komputer odmówił posłuszeństwa, a rozdział jest w połowie. Gdy tylko serwisanci zewrą szeregi i się pospieszą, oddając sprzęt, notka na pewno pojawi się jak najszybciej.
Gdyby nie egzaminy (o których Kinmakur sam opowie, ale z tego, co wiem, poszło mu bardzo dobrze), rozdział ewentualnie mogłabym wstawić za Psotnika, ale wiadomo - trzeba przysiąść nad materiałami, a wtedy myśli się tylko o zdaniu testów, a opowiadanie schodzi na bok.
Kinmakur przeprasza, że musicie tyle czekać, ale ja ufam, że jeśli go kochamy, poczekamy ciut dłużej. Mam rację? Dajcie tego wyraz w komentarzach. xD

Pozdrawiam,
Akemi

wtorek, 9 kwietnia 2013

Wiersze

Taaa...
Wiem... Coś nowego?
Nie wiem, czy ktoś pamięta... Czy ja to w ogóle komuś mówiłem... Hmmm...
Ale, jeżeli targają mną emocje... Budzi się we mnie coś na kształt poety...
A że ostatnio mam... problemy natury...
No! Z resztą! Sądzę, że sami się domyślicie jakiej natury...
A więc... nr.1

Nawet nie wiesz jak bardzo ranisz mnie
Twoje kłamstwa godzą w serce me...
Każde twoje słowo każde kłamstwo twoje
Boli bardziej niż możesz wyobrazić to sobie...
Teraz płacze po kryjomu, myśląc też "dlaczego?"
Lecz nie mogę pojąć motywu twojego...
Jeśli jakoś cię zraniłem... Obraziłem...
Powiedz mi to, abym wiedział, czym sobie na takie traktowanie zasłużyłem...
Z każdym twoim kłamstwem, rana się poszerza...
Z każdym kłamstwem coś we mnie zamiera...
W końcu zniknę... Cały gdzieś przepadnę...
W dolinie smutku, kanionie bólu... Lub łez oceanie...


Tak to czytam... Teraz... I... em... no rozumiecie... Ale nr.2

Niczym szklanym kloszem, odgradzasz się ode mnie
Delikatny kwiecie miłości...
Tak piękny i delikatny, niczym motyl na wietrze... Pełen gracji i wdzięku.
Delikatny kwiecie miłości...
Niestety, nie mogę cię dotknąć, gdyż boję się, że cię zniszczę... Uwolnić cię też nie mogę... Tak delikatny... Że nawet najlżejszy podmuch, mógłby cię rozerwać... Lecz chce cię pielęgnować...
Delikatny kwiecie miłości...

I tu już powinniście mieć 100% pewności, jakiej to natury mam problemy...
No! Ale nie kadzę...


ps. Mam 3tyś wyświetleń! ;D

piątek, 29 marca 2013

Wielkanocne pisanki



Wiem, wiem, że strasznie długo mnie nie było… Ale… Gomene… urwanie głowy… miałem jedynie komórkę, a tam nie mam jak pisać notek…
Ale! Dzisiaj daję wam shota! A już w kolejnych dniach będzie notka! ;D
Tylko… Przepraszam jeżeli będzie coś nie teges… No… Bo mi się wydaje, że chyba coś pokićkałem…
Proszę, jeżeli błędy będą rażące, pokazać mi je. Notka nie betowana (niespodzianka dla Dusi! ;D) więc mogą, a nawet na pewno są…
Więc… nie przeciągając…
Święta Wielkanocne, i Wielkanocne Tradycje w wykonaniu… Damiana…
Nie! Nie mnie! Damiana z opowiadania!
……………………………………………………………………………………………….
Nie rozumiem… Jakim cudem, moi właśni rodzice, powiedzieli mi, że jeśli nie chcę, nie muszę wracać na święta do domu… Na TE święta? Ale wiecie co? Nie marudzę, bo Bartek zaproponował mi nocleg, a jego rodzice się zgodzili! Więc właśnie śpię u Bartka… Nie, nie z Bartkiem… U Bartka, mam u niego w pokoju materac, nie będę się mu wpychał do łóżka, nie?
A tak swoją drogą… On zawsze tak długo śpi? Nudzi mi się okrutnie… I tak, zanim spytacie, mam już za sobą trening, dlatego się tak nudzę… Idę do kuchni… Ale jego rodzice chyba też jeszcze śpią…
Gdy ja sobie tak wstaje… Nagle mój telefon zaczyna wibrować… Ktoś dzwoni? Nie… sms… od… Rafała…
„W Piątek z rana, bez gadania, bierz się do jaj malowania. Maluj wszystkie bez wyjątku! I te z majtek ,i te z wrzątku! ;D Wesołych świąt Wielkanocnych życzy Rafał!”
Patrzę się tak na tego sms już dobre dwie minuty… Rafał wysłał mi życzenia… No spoko… Ale Rafał wysłał mi TAKIE życzenia? Parsknąłem cicho pod nosem… Ale! Skoro Rafał mi tak kazał, a trzeba pamiętać, że Rafała trzeba się słuchać, to nie mam wyboru… O ile jajka z wrzątku będziemy malować później razem, o tyle wątpię, żeby jajka z majtek, Bartek dał pomalować sobie dobrowolnie… Hmm… Gdzieś tu były barwniki… Sam to zrobię!
W szafce chyba były… Tylko… Hmm… są! Farby! Czerwony, zielony, żółty, pomarańczowy, niebieski i fioletowy… Chyba pomaluję mu na niebiesko… Pod kolor bokserek…
Skoczyłem szybko do kuchni, złapałem za kubek, nalałem wody i pędem z powrotem na górę! Cicho zamykam drzwi, i łapię za pędzel… Do pracy rodacy!
Na paluszkach podszedłem do jego łóżka i delikatnie, zsunąłem z niego bokserki. Wcale nie jestem bezwstydny! Po prostu wykonuję polecenie Rafała! A poza tym… Bartek mnie i tak chyba lubi… Tak wiecie… No… Tak jak i ja go… Ja na przykład, nie miałbym mu za złe czegoś takiego! A nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe, nie zakazuje robić tego, co nam by się spodobało? Nie…? No… A przecież żadna krzywda mu się nie dzieje… Dobra, cicho! Nie mogę się skupić! Ale wiecie… Jak tak teraz na niego patrzę… Powiem wam, że lekko się zarumieniłem… Namoczyłem pędzel w wodzie, następnie w niebieskiej farbie, i powolutku, delikatnymi ruchami, zacząłem kręcić kółeczka… No co? To będą artystyczne pisanki…
Zrobiłem jedno kółko… Potem drugie… I tak chyba z dziewięć… Potem, zieloną farbą zacząłem robić tło… No zacząłem, bo ta śpiąca królewna przewróciła się na drugi bok! Sapnąłem z poirytowaniem… Moja ciężka praca! Więc delikatnie spróbowałem odwrócić go z powrotem. Leciutko złapałem go za ramię i zacząłem ciągnąć z powrotem. A nagle on złapał mnie za szyję i pociągnął w swoją stronę. Nie mogłem się sprzeciwić, wiec leżałem tak chwilę w jego uścisku. Nagle zaczął mruczeć coś pod nosem i przytulać i łasić. Co on kurde kot? Chciałem się wyswobodzić z jego uścisku… Ale on nagle otworzył oczy… i zrobił coś, czego po nim bym się nigdy nie spodziewał…
- Wesołych świąt Damian! – szepnął i musnął moje usta swoimi. A ja niewiele myśląc, oddałem ten pocałunek, pogłębiając go. Językiem polizałem jego dolną wargę i przygryzłem ją nieco, a on uchylił usta zapraszająco. Skorzystałem z okazji, zaczynając badać wnętrze jego ust. Powoli, zacząłem jeździć językiem, badając kształt i fakturę zębów. Każdy z osobna. Potem przeniosłem się na podniebienie, policzki i w końcu dorwałem jego język. Zaprosiłem go do zabawy na co on praktycznie natychmiast odpowiedział. Spletliśmy nasze języki w namiętnym tańcu. Nie mogłem się powstrzymać i zbliżyłem się do niego jeszcze bardziej. Po chwili już na nim leżałem. Oderwałem się od niego niechętnie, by móc złapać powietrze.
- Wesołych Świąt Bartek – uśmiechnąłem się ciepło
- Już są wesołe – odwzajemnił mój uśmiech. A ja nie mogąc się powstrzymać, znowu przyparłem do jego ust. Zacząłem w niekontrolowanych ruchach ocierać się o niego. On westchnął cicho i oplótł moją szyję rękoma, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Mruknąłem z aprobatą przywierając jeszcze bardziej do jego ust. Po chwili jednak poczułem, że poluzowuje uścisk, a on sam także zaczyna się ode mnie odsuwać.
- C…coś nie tak? – spytałem nieco zdziwiony. Może on wcale jednak nie chciał tego…
- Damian… Czy ty mnie kochasz? – spytał patrząc na mnie z powagą i jakimś smutkiem
- Kocham cię… Kocham cię najbardziej na świecie. Kocham cię całym tym moim młodzieńczym sercem – mruknąłem ocierając się o jego policzek i szepnąłem mu do ucha – Od pierwszego wejrzenia się w Tobie zakochałem. Późniejsze spotkania tylko mnie w tym upewniły
Bartek spłonął czerwienią, lecz przytulił się do mnie. I wyszeptał cztery słowa. Cztery słowa, przez które moje serce na moment zamarło, by zacząć pracować tak szybko, jak nigdy dotąd. Cztery słowa przez które stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Cztery słowa, przez które ten dzień, stał się początkiem, mojego nowego życia… Szczęśliwszego życia…
- Ja też cię kocham… - szepnął cichutko, jednak doskonale go usłyszałem. Poczułem z powrotem  ręcę zaciskające się na mojej szyi. Poczułem jego usta całujące mnie. Poczułem nogi oplatające mnie w pasie. A ja… Ja zamarłem na moment z wielkim uśmiechem na twarzy, by po chwili zacząć go całować z takim zapamiętaniem jak nigdy przedtem. Cały czas miałem w głowie to co przed chwilą powiedział. I już nic więcej się nie liczyło… Jednak po chwili…
- Bartek… czy twoi rodzice jeszcze śpią? – spytałem cicho
- Tak… śpią zazwyczaj do 9…
- A nie wejdą tu? – zapytałem nieco przestraszony. Trudno by było wytłumaczyć nas w takiej jednoznacznej sytuacji…
- Raczej nie… Ale gdyby drzwi były zamknięte… - Wstałem więc szybko i zamknąłem drzwi. Gdy wróciłem do niego, uśmiechałem się pewnie jak szaleniec, bo on tylko parsknął śmiechem. Prychnąłem cicho pod nosem
- Teraz jesteśmy bezpieczni – mruknąłem
- Jesteśmy – skinął głową – a co masz zamiar teraz z tym zrobić? – uniósł brew
- Dokończyć to, co zacząłem wcześniej -  odparłem z uśmiechem, zjeżdżając niżej, do linii jego bokserek… Których przecież nie było…
- C..co masz na myśli? – spytał nieco przestraszony
- Skończę pisanki! – zawołałem wesoło łapiąc za pędzel – rozmazałeś farbę - mruknąłem z dezaprobatą, patrząc na moją wcześniejszą pracę…
- Jaką… farbę? – spytał zdziwiony, dopiero zauważając, że jest bez bielizny – Ty! Ty zboczeńcu! – sapnął czerwieniejąc na twarzy
- Rafał mi kazał – burknąłem pod nosem podając mu telefon z sms  - sam zobacz
- Debilu! To było dla jaj – zawołał śmiejąc się teraz
- No jasne że dla jaj. Dlatego też jaja maluję, nie? – mruknąłem też zaczynając się śmiać – więc daj mi dokończyć pracę
Bartek uniósł brew, po czym parsknął śmiechem, jednak to co powiedział później, sprawiło, że przestałem wierzyć w jego wstydliwą naturę…
- Jasne, jeśli dasz mi pomalować swoje pisanki  - a mnie znowu zamurowało. Jednak uśmiechnąłem się znowu jak wariat
- Jasne, ale daj mi to skończyć! – zaśmiałem się łapiąc za pędzel. Wychodziło mi to teraz nieco nieporadnie, bo to chichotał, to coś gadał… A ta praca wymaga prawdziwego skupienia! Jednak po godzinie, oboje mieliśmy swoje „pisanki”.
- Wiesz co? Chyba moje są ładniejsze – stwierdził z uśmiechem
- Twoje ale jajka, czy twoja praca? – zaśmiałem się
- Hmm… Wiesz co? Powiem ci że oba są genialne…. – zaśmiał się
- A wiesz co ja ci powiem? – zapytałem mrucząc mu do ucha.
- Co? – zapytał obejmując mnie ramieniem
- Że cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy – musnąłem lekko jego usta
- Ja też – mruknął pogłębiając pocałunek
- Nie znałem cię od tej strony – zaśmiałem się
- Której? – zapytał z rozbawieniem w głosie
- Tej artystycznej, i mało wstydliwej – zaśmiałem się
- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz – mruknął prowokująco
- Tak? Ale dowiem się – zaśmiałem się znowu się na niego rzucając i znowu przypierając do jego ust. On natomiast oddał ten pocałunek równie żarliwie…
Tak… Jeszcze dużo przed nami… Ale mamy czas…