środa, 30 stycznia 2013

Życie wenów cz.2



Ogarniała DuSiek
Zastrzeżenia i skargi i groźby do niej…
Albo nie… To w sumie też moje opowiadanie…
Nie ważne… Zapraszam do czytania ;D Notka od chłopaków wkrótce ;D




Tymczasem w kuchni…
- No ja nie wiem..  – Dusia siąknęła nosem. - Bo Ty go tutaj obłapiasz, a o mnie to już nikt nie pamięta. Ja chcę kanapkę z dżemem i serem. Do tego przydałyby się moje czekoladowe precelki..
Powróćmy jednak do Wenów.
- Ducha? Tę marną zjawę? Jesteś uke czegoś, co już nawet nie żyje? – Draco parsknął śmiechem. -Jesteś śmieszny... Nie wiem, jak coś takiego może cię zaspokajać...
 - A kto powiedział, że jestem uke? - błysnął śnieżnobiałymi zębami, patrząc na niego z drapieżnym uśmieszkiem. - A kto powiedział, że to na pewno jest duch? A któż powiedział, że prawdziwy mag nie potrafi stworzyć cielesnej formy dla swego umarłego sługi? Ach, prawda.. Ty. - syknął z pogardą.
 - Sam powiedziałeś że potrzebujesz kogoś silnego, do zaspokojenia swoich potrzeb, o panie.  -uśmiechnął się cynicznie. - Cielesna forma dla swojego sługi? Stwarzasz sobie kochanka takiego, jakim sam chciałbyś być, ale nie możesz? - zaśmiał się. - Im bardziej niesamowity, tym bardziej beznadziejny jesteś...
 - Nie stworzyłem go. Selethen kiedyś żył, tak jak Ty teraz. Po prostu... Przyszedł na niego czas. Nie wiesz, że prawdziwi artyści są pełni sprzeczności? A Ty niby kim jesteś? Zbyt tchórzliwy, żeby służyć Czarnemu Panu, nie potrafiłeś wykonać nawet prostego zadania. Zawiodłeś zaufanie, którym Cię obdarzył. I uważasz się za lepszego ode mnie? – prychnął. - Bogowie, błagam. Widzicie to i nie zamierzacie nic z tym zrobić? - wzniósł oczy do nieba.
 - A co ty możesz wiedzieć o moich pobudkach? Nie stchórzyłem, ta menda nie zasłużyła na szacunek! Nigdy nie chciałem mu służyć! Zawsze byłem po jasnej stronie... Ale co ty możesz wiedzieć o odwadze i honorze? Ja codziennie narażałem życie, aby dowiedzieć się, co planuje tamten typ! A ty? Ty kierujesz swoimi marionetkami, sam nie jesteś w stanie nawet walczyć! Pewnie dlatego tworzysz sobie ciało, do zaspokojenia samego siebie. - prychnął pod nosem.
Kuchnia.
 - A więc DuSiu, powiedz, jak ci się życie układa? - zagryzając kanapkę, Damian próbował podtrzymać rozmowę.
- Umieram. - mruknęła, czołem opierając się o blat stołu.
- Co się dzieje? Nie martw się o nich. Trafił swój na swego, pewnie właśnie się kopulują tam na dole. - parsknął śmiechem Damian.
- Nie o to chodzi… - prychnęła. - Mam Klaudiusza gdzieś, niech sobie radzi. Po prostu... Smutno mi. Cholernie. Sama nie wiem, czemu.
Kilka pięter niżej.
 - Oj, bo Ci żyłka pęknie... - uśmiechnął się złośliwie Klaudiusz. - Skąd możesz wiedzieć, że nie narażałem życia. Znasz mnie ledwie chwilę, a już twierdzisz, iż wiesz co robiłem w życiu. Gdyby nie ja i kilku innych, ten świat trwałby bez czarodziejów. Ale co Ty, ignorant myślący tylko o sobie, może o tym wiedzieć. - machnął ręką. - Nie radzę obrażać Selethena. Nawet ja czasem nad nim nie panuję. Cóż… - już miał zamiar iść, jednakże coś go powstrzymało. - Jasna strona, tak? No to w tym akurat się różnimy. Moje serce, jeśli w ogóle je mam, spowite jest mrokiem. Ale zawsze byłem wierny rodzinie i towarzyszom walki, choćby nie wiem jak bardzo sprzeczało się to z moimi ideałami. Gdy porwano mą siostrę i Selethena, nie było minuty, w której nie myślałbym o tym, co zrobić, aby tylko ich uwolnić. Choćbym sam miał przy tym zginąć. O narażaniu życia nie wspomnę. - Selethen stanął pomiędzy nimi. Wpatrywał się w obu z powagą.
 - Daj spokój. - mruknął do Klaudiusza, który prychnął. - Nie wysilaj się. Gówniarza, który nie zna słowa lojalność, a co dopiero odwaga i honor nie nauczysz niczego. Jedynie go rozśmieszysz. Ty nie jesteś odważny, chłopcze. –zwrócił się do Malfoya. - To co bierzesz za odwagę, jest znane pod nazwą głupota. Chodźmy stąd. Nie widzę sensu w tej rozmowie. - powiedział, po czym podszedł do Klaudiusza. Blondyn kiwnął głową i ruszyli w kierunku "wyjścia".
 - Ja nie wiem co to odwaga? Nie wiem co to lojalność?! Ty chory sukinsynie! Jeżeli uważasz, że możesz mnie tak po prostu zbyć to grubo się mylisz! To, że jesteś pierdolnięty, nie upoważnia cię do takiego traktowania mnie! Co ty możesz wiedzieć? Oddałeś się złu, więc jak możesz mówić, że jesteś lojalny? Martwiłeś się o siostrę i Selethena? Czy raczej o to, że nie będziesz miał swoich marionetek pod ręką! Jeżeli sądzisz, że pozostawię tak tę sprawę, to grubo się mylisz! Mnie nie zbywa się machnięciem ręki! - po wypowiedzeniu skomplikowanych formułek, cały pokój został otoczony ścianą czarnego ognia. - Mnie się nie lekceważy! Zapamiętaj to!

 - I co? Denerwujesz się, że ktoś powiedział Ci prawdę? Nawet źli potrafią być lojalni. - Klaudiusz zrobił się jakby starszy. W jego niebieskich oczach pojawiła się nostalgia. - Nawet nie wiesz, jaki świat jest okrutny. I jakim nieznośnym uczuciem jest samotność. Wróć, jak będziesz stary i schorowany. Wtedy mnie zrozumiesz. - powiedział, stojąc nieruchomo. - Wy, śmiertelnicy, potraficie być tacy zabawni. Nie doceniacie tego, co macie. Gdybyś był mną, robiłbyś wszystko, aby nie zostać sam. - z włosów ściągnął białą tasiemkę. Kosmyki rozsypały się, tworząc wokół niego złotą aureolę. Puścił tasiemkę, która, wiedziona wiatrem, trafiła wprost przed Draco. Selethen i Klaudiusz zniknęli w ścianie ognia. 
 - Samotność... Nie wiesz nawet, jak bardzo cię rozumiem... Tylko.. - prychnął cicho pod nosem.. - ..strach się do tego przyznać...
Kuchnia (again..)
 - DAAAAAAMIIIIIAAAAAAAAN!!
- Co się sta... Czekaj, woła mnie ten oszołom, za chwilkę dokończymy naszą rozmowę. - podszedł do tej wielkiej dziury. - CZEGO?!
 - Pomóż mi stąd wyjść, do cholery jasnej! - krzyknął Draco z pretensją w głosie.
 - A jak ja mam to niby zrobić co?! Sam żeś tam wskoczył, to sam wyleź. - prychnął Damian, wracając na swoje miejsce. - No więc wracając... – zwrócił się do Dusi. - Powiedz co się... Czekaj... – podszedł z powrotem do tej dziury, z której Draco ciągle go nawoływał. - Czego no?! Nie dasz nawet kulturalnie porozmawiać!
 - Ale ja nie wiem, jak stąd wyyyyjść! Tu są lochy! Ja stąd nie wyjdę sam!
 - To poproś Klaudie... To jest, Klaudiusza!
- Ale go nie ma! Wziął i znikł! Pooomóóóóż!
Zdziwienie i zdenerwowanie malowało się na twarzy Damiana.
- Jak to znikł?!
 - No.. normalnie... razem z Selethenem...
 - Z kim?!
 - Nie ważne! POOOMOOCYY!
 - Klaudia, masz jakiś pomysł jak go wyciągnąć?
 - Ech. Ja tam wskoczę, a Ty mnie trzymaj. Łańcuch zrobimy. - powiedziała, wstając z ciężkim westchnieniem. - Chłopcy.. Co byście beze mnie zrobili.
 - Jaki... łańcuch?
 - Nieważne. Po prostu rób co mówię. Za nogi mnie złap.
 - Za.. nogi? Eeee... ok? Teraz?
 - Tak, teraz!
 - Ale... to jest 5 pięter!
 - Po prostu mi zaufaj!
- Ehem.. Ok, Fukuś, pomożesz nam, jakby co?
 - Jasne, nie ma problemu – uśmiechnął się Wen.
 - Lily! – zawołała Dusia, będąc już w powietrzu. - Pomożesz? - elfka kiwnęła głową i poleciała w dół.
 - Ej! Jakieś ostrzeżenie mogłaś dać! Trochę ważysz, wiesz? Ech... i co teraz?
 - Spokojnie, moment. I nie trochę, tylko 46 kg. To mało. - mruknęła, kołysząc się. - Wiesz, wszystko by miło było, gdyby nie to, iż krew mi do mózgu uderza. O, lecą! - Lily leciała do góry, przyciskając do siebie plecy Malfoya. DuSiek chwyciła go. - Do góry!
 - 46... jasssne.... Echh! Już, jak ona tak go wzniosła, to po co tak leciałaś? Nie mogła po prostu sama się z nim przelecieć? - słysząc parsknięcie Fukazawy z tyłu szybko dodał. - BEZ SKOJARZEŃ! Phie...
 - Myślisz, że ile ja mam siły, co? Jestem elfem, a nie siłaczem! - oburzyła się skrzydlata. - A on też lekki nie jest!
 - Ale 5 pięter go uniosłaś, no... Przepraszam... A tak w ogóle, to kim ty jesteś? Nie widziałem cię w żadnym opowiadaniu...
 - Lily! - uśmiechnęła się, podając rękę. - Jestem elfim duchem. Za życia byłam księżniczką Lilianą, młodszą siostrą Klaudiusza, ale z powodu tego, iż tacy źli mnie porwali, jak się dowiedzieli, że zdradził ich, dołączając do jasnej strony, a on nie zdążył mnie uratować, to mnie zabili, ale pozwolił mi zostać przy nim jako elf, bo nalegałam. - nakręcała jak szalona. DuSiek zakryła jej usta dłonią.
 - Cicho bądź, Lily. Rodzinnych brudów nie należy wyciągać przy ludziach!
 - DuSiek, no! My jesteśmy rodziną, nie? Siostra? Ale... miło mi cię poznać - uśmiechnął się zachęcająco. - Ja jestem Damian, ten słodziak za mną to Fukazawa. - puścił oczko w stronę obiektu zainteresowań. - A Dracona już poznałaś, to ten kogo ciągnęłaś na górę. Możesz zawsze do nas wpaść na herbatkę... KTÓRA JUŻ ZARAZ WYSTYGNIE! Ojej, jeszcze raz muszę gotować... a gaz drogi... ech... Zapraszam.
 - Przeszedł na jasną stronę... Ciekawe. - mruczał pod nosem Malfoy.
 - Coś mówiłeś? – zapytał Damian.
 - Co...? Nie, nic...
 - Nie takie brudy, braciszku. To zbyt gruba sprawa jest. - powiedziała, zwracając uwagę na Draco. - Co tam się stało?
 - Hmm? Nie, nic... Chodźcie po tę herbatę. DAMIAN! JA SŁODZĘ 2! PAMIĘTAJ!
 - Nie drzyj się, nikt tu nie jest głuchy. - skrzywił się Damian. - Zaraz sam będziesz ją robił... A ty? Lily? Napijesz się?
 - Nie. Ale jeśli macie ciasteczka, to ja chętnie! - zawołała. Chwyciła DuSiek za rękę i usiadła obok niej, wciąż się uśmiechając. Spojrzała na Draco, a jej uśmiech przemienił się w dziwny grymas. - Jesteś niedobry. Zasmuciłeś mojego brata. A on chciał dobrze!
 - Ehh... Ciasteczek nie mamy, ale zaraz Draco nam upiecze, albo przynajmniej poda przepis na pyszne ciasteczka cynamonowe. A w ogóle, to gdzie poszedł Klaudiusz? Co? Draco? Powiesz nam?
 - No.. Nie wiem dokładnie. Zniknął w ogniu ze swoim fagasem, zostawił mi jedynie tą.. Nie wiem co to, jakaś nitka. Powiedział, żebym wrócił jak będę stary i schorowany. Coś mu się nie spodobało w mojej wypowiedzi... Ale nikt nie będzie mi mówił że nie wiem co to honor ani lojalność!
- Hmm. - DuSiek wzięła do ręki tasiemkę. Obracając ją w palcach, zastanawiała się. Trochę zaskoczyło ją zachowanie Klaudiusza. - Jego wstążka. Nigdy się z nią nie rozstaje... -szepnęła. - Zaraz.. Fagasem? - łypnęła na Malfoya.
- No fagasem, no... Jakiś typek, najpierw rycerz, potem Fukazawa, potem znowu jakiś inny. Jego kochanek, fagas, no. Selethen chyba, jakoś tak na niego gadał… A co?
 - Selethen. Dziwne… - mruknęła. - Raczej go nie wzywa. Chyba, że naprawdę coś się stanie. - wstała, rozpoczynając wędrówkę. Przez cały czas mówiła, żywo gestykulując przy tym. - Nie rozumiem Klaudiusza. To, że jest nienormalny i zachowuje się gorzej ode mnie, nawet kiedy przeżywam ciężkie dni to jedno. Ale on sam siebie przechodzi! - zatrzymała się. - Co Ci mówił?
- Mi? Coś o mroku, coś o samotności... Pierdzielił od rzeczy. – urwał. - Nazwał mnie chłystkiem! Chłystkiem z mlekiem pod nosem! Też mi coś! - prychnął pod nosem. - Nie chce znaleźć sobie normalnego faceta, tylko pierdoli się z duchem. Gadał, że pijał krew dziewic. Phie, jeśli już wymyśla, to mógłby być oryginalny! Ale... On zjadł mojego bazyliszka! I moje żmije! I pił moją krew! I chciał, żebym mu się oddał! Cholerny, duchojebny uke!
 - A widzisz? Miałam poniekąd rację! - powiedziała do Damiana. - Większość rzeczy, o których mówił jest prawdą. Ale gdybyś Ty stracił ukochanego z powodu swojej pychy i głupoty, też chciałbyś, aby został przy Tobie na zawsze, chociaż jako duch.
- Hmm? Z czym miałaś rację? - Damian był nieco zbity z tropu.
- Ukochanego? Ale... In wzywał Lily, elfkę i ją całował  i... Mówił do niej „kochana”. A potem gadał o pieprzeniu się z duchem.. I chciał, żebym mu się oddał! Ja nic nie rozumiem, noo! Ale gdzie on do cholery polazł?! Nie skończyłem z nim! Niech tu wraca! DuSiek! Jesteś autorką! Każ mu wracać, no!
- Gdybym mogła, Draco, zrobiłabym to. Choćby po to, żeby mu przyjebać w ten pusty łeb. Ale on jest uparty i za nic nie przyjdzie. Nie słuchałeś? Lily jest jego siostrą. Ukochaną siostrą. A co do tego oddania się... Jest nieźle zboczony.
 - Phie, zauważyłem, ale... Gust ma niezły. - zamyślił się przez chwilę. - Ale zaraz! On mi gadał, że mrok pochłonął jego serce... Więc jak do cholery stracił rodzinę, bo oddał się dobru?!
 - Cóż znaczy mrok w sercu? Samotność, żal, gniew, rozpacz. Te uczucia powodują, że wraz z upływem lat serce zaczyna spowijać ciemna mgiełka, utkana z bólu i chęci zapomnienia. Aż w końcu jego właściciel przestaje cokolwiek czuć. Serce Klaudiusza nadal krwawi. Krwawi od wielu, wielu lat. Owszem, kiedyś był zły. Ale dokonał wyboru, chciał przysłużyć się dobrej sprawie. Założę się, iż teraz żałuje. Bo przez to stracił najbliższych. A teraz pytanie.. Czy dobro na pewno popłaca?
 - Więc skoro oddał sie dobru, dlaczego wyśmiał mnie, że nie byłem posłuszny Czarnemu Panu? Dlaczego używa nekromancji i zjada węże? I dlaczego to wszystko jest takie zagmatwane?! No do kurwy nędzy, wytłumaczcie mi to! Wy tu jesteście autorami, nie?! Musicie znać odpowiedzi... nie? Damian? - spojrzał błagalnie na Damiana który właśnie... kąpał się w jacuzzi? Z Fukazawą?! - Skąd wy macie to jacuzzi!?
 - Yyy...? Napisałem je? - odparł niepewnie Damian.
 - Napisałeś jacuzzi, a nie możesz mi odpowiedzieć na pytania?!
 - Słuchaj, to nie jest takie proste... Ja mogę stworzyć wiele, ale nie wszystko. Wy macie swoje życia. Tak, jak dzisiejsza akcja udowadnia... A wracając do was dziewczęta.. - tu spojrzał na Lily. - Chcecie te ciasteczka?
 - Tak! Tak! - blondynka podskoczyła. Jej elfie uszy radośnie zakołysały się. DuSiek pokręciła głową, siadając obok Draco.
- Był dobry przez moment. Teraz nienawidzi dobra. Jednak najważniejsza jest dla niego lojalność i honor. Nekromancja dlatego, iż jest to jego ulubiona moc. Przybliża go do utraconych bliskich. A węże..? Po pokonaniu jednego z Bazyliszków spróbował jego mięsa i posmakowało mu. Damian ma rację. My Was tylko stworzyliśmy. Wy rozwijacie się dalej, bez naszego udziału. - szepnęła. Po jej policzku przepłynęła łza. - Życie autora jest nieraz usłanie cierniami. Nee, Damian?
 - Hmm? - Damian oderwał się od tortu czekoladowego. - Taak, ciernie cierniami, róża ma ciernie, pamiętaj DuSiu, ale ciasto zawsze dobre, mało kiedy wychodzi zakalec. - uśmiechnął się rozbierająco... rozbrajająco. - Noo. A tak poważnie, to Dusiu, nie płacz, pamiętaj, my jesteśmy dla nich jak rodzice, chociaż nie zawsze nas szanują. – spojrzał karcąco na Draco. - A czasami nasze relacje się nieco... dziwne. - Tu zerknął w stronę Fukazawy. - To i tak ich kochamy. Nie powstrzymamy was, no chyba, ze klatką. Ale musicie się rozwijać sami. A teraz... Relaks! - Nagle otoczenie zmienia się na rajską plażę. - Tu jest wszystko i nic, czujcie się jak u siebie.
 - Sami się rozwijamy, sami podejmujemy decyzję. Tak... Chyba rozumiem. - Draco zamyślił się przez chwilę. - Prze pani DuSi, mam prośbę.
 - Wystarczy DuSiek. - uśmiechnęła się ciepło. - Jak ktoś do mnie mówi per „pani” to się staro czuję. Poczekaj moment... A Ty nie przesadzasz czasem z tą plażą, braciak? - fuknęła. - Nie zapominaj, że Fukuzawa jest stworzony przeze mnie. Ale wiesz, że Cię kocham i Ci go oddaję. - uśmiechnęła się, wstając. Zwykłe ciuchy przemieniły się w czarny, dwuczęściowy strój kąpielowy. - Tak lepiej. - w ręce pojawiła się lampka wina. Obok taca pełna precelków czekoladowych. - Słucham, Draco.
 - Czy... Mogłabyś... No... To trochę głupio zabrzmi... Bo to nietypowa prośba... Pokrętne... Ale... Ważne... Znaczy się... Ech...
 - Mów jak człowiek do człowieka. Nie jestem aż takim jasnowidzem, jedynie zaawansowanym. Bynajmniej nie umiem czytać w myślach. Mów, przecież Cię nie wyśmieję.
 - Ale... Jeżeli autor... Zaadoptuje wena... Bo ja... Ja muszę się spotkać z Klaudiuszem, ale nie wiem od czego zacząć. Może, gdyby zmienić nieco bieg historii... To w ogóle możliwe?
 - Musisz się z nim spotkać, tak? Historii nie da się zmienić, aczkolwiek... - zastanowiła się. - Braciak! Wyłaź z tej wanny. Idziemy na randkę z Jego Wysokością. Na wszelki wypadek wezmę precelki..  - wstała, jednak zawahała się. -  Ale.. Co ja mam mu powiedzieć? - utkwiła w Malfoyu swój przenikliwy wzrok kobiety.
 - Jakiej wanny?! To ołszyn jest! Ech... Liiilyyy! Przestań stwarzać wiry, bo nas utopisz, noo! Już idę. Gdzie moje kąpielówki?! - nagle Damian został całkowicie ubrany. – Noo, tak lepiej. Malfoy, a co ty kombinujesz co?
 - Ja? Nic, ale, ech.. Musimy z nim porozmawiać. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi... Lily, DuSiu, jakie brudy? Zanim tam pójdziemy, muszę znać fakty. Proszę...
 - Chcesz znać fakty? - spojrzała na niego nieprzyjemnym wzrokiem. - Zaczęło się od tego, że gdy był młody, gwałcił go jego własny wuj, który opiekował się nim, gdy matka zmarła. Ale lepiej, jak sam powie Ci resztę.
 - Ale jak ty chcesz go znaleźć? Wiesz gdzie on jest? Czemu wszystko musi być tak skomplikowane?!
 - Uwierz mi, że sam do mnie przyjdzie. Takie jest życie, Draco. Czy kiedykolwiek nie było skomplikowane?
 - Tak. W pierwszej klasie Hogwartu czarne było czarne, a białe było białe. A teraz? Ech... Brakuje słów.
 - Więc, skoro czekamy na Klaudiusza, to może się odstresujemy, co? - rzucił nieśmiało Fukazawa, ale widząc szczerzącego się Damiana, poczuł się nieco pewniej.
 - Jasne! Więc gdzie lecimy? - podchwycił Damian. - Central park? Zoo? Klub? A może w góry?! Gdzie chcecie?
 - Las. Środek mrocznego lasu, Księżycowa Polana. Tam go znajdziemy.
 - Ale ja tam nigdy nie byłem. - Damian był zbity z tropu. - Ja jak mam doła lecę na cmentarz. A tak to wesołe miasteczko. A właśnie! Moi podopieczni muszą gdzieś wyjść. Damian wymyślił miasto. Ja go zabije, ale później, na starość. Wracając... Mogłabyś ty, zmienić aranżacje wnętrza? Dusiu?
Wokół nich pojawiła się pusta polana, oświetlona promieniami białego księżyca, który nigdy nie zachodził. Na malutkiej ławeczce siedział Klaudiusz, rozczesując włosy. Selethen stał za nim. Klaudiusz cicho nucił smutną piosenkę. Dusiek podeszła do niego, przytulając go. Odwzajemnił uścisk.
 - Przepraszam, że przeszkadzam, Wasza wysokość. Czy.. Czy mógłbym wiedzieć, co się w ogóle stało? I czemu jesteśmy w takim miejscu? I czemu jesteś smutny? Może ciasta? Tort czekoladowy. Mam nadzieję, że posmakuje Księciu.
 - Nie, dziękuję Damianie. - powiedział, opierając głowę o ramię autorki. - Nie mam ochoty na słodycze. Widzicie, znowu mnie dopadła. Myślałem, że jej uciekłem, ale ona mnie znalazła. Jak zwykle. Zawsze wie, gdzie jestem, tylko się ze mną droczy. Ta polana.. To ostatnie wspomnienie mojego ludzkiego życia..
 - Dopadła? Ona sie o ciebie martwi! Więc trochę szacunku! Ale nie przyszedłem się kłócić, tylko porozmawiać. Oby on tu tylko zaraz nie wleciał, bo będzie więcej krzyku niż rozmowy. Ale, wracając do tematu... Co miałeś na myśli mówiąc „ludzkiego życia”?
 - Nie, nie Dusia. Nie ona. Samotność. - uśmiechnął się smutno. - Zanim moi byli towarzysze porwali Lily i Selethena, szukałem sposobu, aby stać się nieśmiertelnym. Prawie wykonałem zaklęcie. Lecz gdy wyczytałem, że aby stać się nieśmiertelnym, trzeba przyczynić się do śmierci bliskiej osoby, zaprzestałem tego. A gdy zabili ich.. Zaklęcie zaczęło działać. Nie da się go złamać. Nie zestarzeję się, nie zachoruję, nie można mnie zabić. Oto, czym się stałem. Potworem uwięzionym na zawsze w tym ciele.
 - Ale po co ci ta nieśmiertelność? Życie jest krótkie, to prawda, ale... Czy nie łatwiej byłoby zostawić wszystko takie, jakim było? Gdybyś nawet osiągnął to, co zamierzałeś, bez zabijania, także byłbyś samotny. Słuchaj więc mnie uważnie. Teraz zrobimy tak: Czuję, że ten blondwłosy napaleniec tu lezie. Jak on nas znalazł? Nieważne... My wracamy do domu. Tak, my Klaudiuszu, idziesz ze mną, DuSiek tu zostanie, poczeka na tego Smoka... Musimy porozmawiać, pomogę ci! Jeśli tylko tego zechcesz.
 - Selethenie. - odezwał się do rycerza. - Zostań tu z nią. - mężczyzna kiwnął głową. Klaudiusz wstał i udał się za Damianem.
 - No i pięknie. - zmarszczyła brwi, rozsiadając się na ławce. - Znowu mnie zostawili. Damian, ja Cię kiedyś uduszę...
 - Dusiu, nie jesteś sama, masz Selethena, masz Lily i zaraz będziesz miała Smoka, a i Fukazawa gdzieś tu jest... Mam nadzieję że się nie zgubił, Waćpanie, my idziemy do archiwum! - Po chwili znaleźli się w pomieszczeniu, gdzie regały z książkami ciągnęły się aż po same ściany i sufit. - Gdzieś to tu było... Tylko gdzie? Taak. Powiem ci jedno: DuSiek nie może się o tym dowiedzieć, jasne?!
 - Co zamierzasz, autorze? Zamknąłeś mnie tu. Aż się zaczynam bać. - powiedział, bez krztyny emocji w głosie.
 Polana.
 - Taa. Lily żre ciasteczka, Fukuzawa bawi się z króliczkami, a Selethen… - spojrzała na rycerza. - Gramy w łapki? - czarnowłosy usiadł obok niej i zaczęli grać w łapki.
Biblioteka.
- Nie musisz sie bać. Tylko tak... Ja tu trafiłem raz przez przypadek, gdy zamiast „libacja”, napisałem „library”. Nie pytaj jak! samo tak wyszło! I... odkryłem, że można zmienić historię, nie o dużo. W każdej historii, mogę nadpisać jedno wydarzenie. Jedno! Nie więcej! Więc zostało nam tak: znaleźć odpowiednią książkę, najlepiej z hiistorią jednego z tych złych typoszów, znaleźć gdzieś mój cholerny długopis. Mam nadzieję, że nikt go nie zabrał. I zmienimy nieco biegi historii. Ale pamiętaj! Są ograniczenia! Nie możemy nikogo zabić, ani zmusić do miłości. Możemy zmienić jedynie miejsce, czas i okoliczności. Ewentualnie wygląd. Ale to z innej beczki! Więc teraz powiedz mi. Chcesz to zmieniać? Czy zostawić tak jak jest. Jeśli chcesz zmienić, to u kogo i kiedy. Wszystko musimy ustalić teraz i to razem, nie ma innego wyjścia! I pamiętaj, Dusiek nie może o tym wiedzieć. Ona nie chce, żebym bawił się historią. Incydent z przed kilku lat, nie ważne. Wybieraj! Decyduj!
 - Ja… - stanął jak wryty. W jego oczach pojawiły się łzy. - Ale.. To zaważy na całej historii. Uratuję ich, ale w końcu umrę, a Dusiek straci wena i... - pokręcił głową. - Nie mogę. To jest moja pokuta. Muszę ją odbyć. Bez żadnych oszustw. Zbyt długo żyłem w kłamstwie.
 - Nie straci wena, nie umrzesz. Nie wszystko musi się tak potoczyć, zobacz na przykład na to! Taka mała demonstracja! - wyjął książkę kucharską. - Na co masz ochotę? Tylko szybko, nie mamy dużo czasu, bo odźwierny przyjdzie!
- Precelki czekoladowe. - odpowiedział bez zastanowienia. - Nie jestem przekonany..
 - Zobaczysz! - uśmiechnął się szelmowsko. - Precelki, precelki, mam! Patrz na to:
Szklanka mąki, bla bla... Czekolada, jest! Wykreślaaamyyyy....
Bla bla, 30 min w piecu zmienimy na 3 minuty w mikrofali i... Gotowe! Patrz na to!
Nagle przed nimi pojawiła się mikrofala i wszystkie składniki poza czekoladą! Po paru chwilach roboty wrzucili masę do mikrofali, a po 3 minutach wyjęli.. Precle czekoladowe! - Widzisz? Bez czekolady, bez piekarnika. Rozumiesz o co mi chodzi?
 - Nie bardzo… - zgarnął trochę precelków i zaczął je podjadać. - Czo płoponujesz?
Polana.
 - Gdzie oni są? - zapytała cicho Dusia, dalej grając z rycerzem w łapki. Przegrywała.
Biblioteka.
 - A myślałem, że jak na chłopa, który ma dokładnie 6532 lata jesteś mądry. - widząc zdziwione spojrzenie odpowiedział: - Każdy autor ma dane o każdym, kto pojawia się w jego historii, ale nie ważne. Widzisz co zrobiłem z przepisem? Zmieniłem go. Przepis, to wymagania. Wymagania są potrzebne do ciasta, słodyczy, zupy obiadu, eliksiru i... - spojrzał wyczekująco na Klaudiusza.
 - Historii. Udałoby Ci się sprawić, aby Selethen i Lily nie znajdowali się w czasie ataku na posiadłość w budynku, tylko w letniej rezydencji mojej babci? - zabłysły mu oczy. - A żeby zamiast nich, porwali mego wuja. Jest ze mną spokrewniony, a więc i tak uczyni mnie to nieśmiertelnym. Dzięki mojej magii Lily i Selethen zachowają moce, przez co nie umrą, będą żyć, a Dusia nie straci wena!
 - No, widziałem to nieco inaczej, ale tak też może być. - uśmiechnął się Damian. – Więc, co ty na to? Pasuje ci taki układ? Ale będziesz mi winny przysługę, nie dużą i nie mi, a komu innemu bardziej..
- Pasuje mi ten układ! Odzyskam siostrę i ukochanego… - uśmiechnął się.
- Ukochanego. Tak, trudno. Będę tego pewnie żałował, ale... Nic nie poradzę na miłość. Więc zostało nam znaleźć tylko odpowiednią historię, a teraz... Ktoś idzie! Musimy to przełożyć na jutro. Pamiętaj! Ani słowa Dusi! Jutro spotykamy się na Karaibach! Trzeba się zrelaksować!
 - Obiecałem. Szlachetnie urodzeni nigdy nie łamią przysiąg!

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział XII



UWAGA! UWAGA! UWAGA!
Dzisiejsza notka nie jest wyprodukowana w celach promocyjnych! Nie reklamuje tu niczego! Więc proszę nie oskarżać mnie o komercję, czy o coś tam innego… To że wziąłem pieniądze od Empiku za wspomnienie o nich w notce nic nie świadczy… Naprawdę…



- Łoooo… Łaaaał!!! Ja cię!
- Tak, tak… Ekscytujące… Piękne, fantastyczne… Możesz odłożyć te chińskie bajki i możemy już wyjść?! – Funkcja „hejter” u Rafała pracuje dzisiaj na zwiększonych obrotach – Bartek, powiem coś temu… No nie! Ty też?! – Nasz gburowaty kolega, nieco się zirytował… To wersja lajtowa… Nie chcemy używać wulgaryzmów, czyż nie? Jak dobrze wiadomo, w dzisiejszych czasach, dostęp do portali yaoi jest rozpowszechniony tak bardzo, że może nawet TY – osobo czytająca – możesz mieć 10 lat, a czytać moje chore wymysły… Ekhem… wracając
- Oj Rafał no… Nie znasz, a hejtujesz! Od razu nie, nie i nie… Ja nie wyzywam twojej dziewczyny od wagino-potworów, więc i ty miej trochę dystansu do czegoś, co Cię nie interesuje, chociażby ze względu na nas! – Taka głęboka deklaracja z ust Damiana uciszyła na chwilę naszego Gargamela – Bartek! Widziałeś?!
- Co? Hmm? Poczekaj, kończę tu Bleacha…
- Co tam Bleach, Fairy Tail jest!
- Jest?! Który tom?
- Najnowszy! 323!
- Oooo! Super! Cena, cena! 25zł… Kurde… trudno… Bleach poczeka! – Bartek złapał za swój tomik mangi i poleciał do kasy. Tymczasem Damian z bananem na twarzy spojrzał się na czerwonego już na twarzy Rafała, który już ostatkiem sił powstrzymywał się, żeby nie rozerwać go na kawałki
- Yyy… Rafi, nie denerwuj się… Bo ta żyłka na czole znowu ci pulsuje… dziwnie to wygląda… Wiesz?
- Tyyy! – Rafał już ciężko oddychał. – Jak śmiałeś tak powiedzieć o mojej dziewczynie?! Jak śmiałeś?!
- Więc dlaczego ty obrażasz moje mangi co?!
- Słuchaj! Hobby to hobby, ale moja dziewczyna to nie „wagino-potwór”!
- Ojej noo, Gomene? – widząc niezrozumienie na twarzy Rafała pospieszył z wyjaśnieniem – To przepraszam znaczy… Ech… A niby to ja, niedoedukowany jestem….
- Dobra… Wiesz co? Nie pogrążaj się… Idź kup ten komiks
- Mangę! – warknął Damian
- Jasssne… Więc kup tę „mangę” i chodź! – odpowiedział mu Rafał - Jak nie jakieś łubudubu, to teraz jakieś chińskie wymysły…
- Mangi! – krzyknął Damian – wagino-potwór!
- Grabisz sobie! Idź to kup i wychodzimy!
Po kilkunastu minutach przekomarzań i fochów, wyszli z tego cudu Empiku i ruszyli w stronę… Wybraną przez Damiana… Taaaak… Daleko nie zajdą… Minęli dworzec, McDonald, KFC, Jakiś podrzędny pub, i wiele innych sklepów… W końcu dotarli! Jak się okazało do… bursy… Tak… ciągnął ich przez 2,5h dookoła miasta, tylko po to, żeby zdenerwować ich kolegę… Pierwszy do środka jak torpeda wleciał Bartek. Chciał jak najszybciej włączyć się do cudownego świata magii i dowiedzieć się, co ciekawego szykuje los jego ukochanym bohaterom… Damian poszedł czytać Soul Eatera, którego zakupił, a Rafał… poszedł na górę…  Po chwili błogosławionej ciszy, pierwszy odezwał się Damian
- Rafała nie ma… i pewnie szybko nie wróci
- Myhym – Bartek nie wyściubiał nosa ze swojej nadobowiązkowej lektury
- Mamy pokój tylko dla siebie
- Myhym…
- Może byśmy go jakoś… spożytkowali?
- A co byś chciał zrobić co? – mruknął Zawilski – nie zgadzam się na kolejną imprezkę
- A kto tu mówi o imprezce? – szepnął mu do ucha Damian, który pojawił się przy nim nie wiadomo kiedy.
- A… a o czym? – spytał Bartek przełykając głośno ślinę. Serce zaczęło walić mu jak szalone. Co ten wariat znowu wymyślił?!
- Może by tak… Zabawić się? – Wymruczał mu do ucha, muskając jego szyję nosem
- Za…zabawić? Ale… jak? – Bartkowi było już ciężko składać jakieś sensowne zdania, sama obecność Damiana działała na niego onieśmielająco
- Nie wiem… może ty byś nam coś zaproponował, co? – szepnął mu do ucha iście zmysłowo
- Da…Damian… ktoś może wejść… Nie możemy… - ale nie dowiemy się chyba, czego nie mogą, gdyż Damian szybko wpił się w jego usta. Bartek z początku był bierny w tej zabawie, jednak po chwili dołączył do niego. Inicjator tejże zabawy zamruczał z aprobatą, i przysunął bliżej siebie Wilskiego. Wplótł rękę w jego włosy, całując go coraz zachłanniej. Już Damian miał się posunąć o krok dalej, gdy nagle ich zabawę przerwał dzwonek telefonu. Gdy pierwsze dźwięki „Sugar” doszły do uszu Damiana, ten podszedł i odebrał telefon.
- Halo? Tak, tu Damian, a kto mówi? – i nagle jego mina zrzedła – co chcesz? Długo się coś nie odzywałeś… No tak… a skąd wiesz? CO?! Daniel ci powiedział?! – wykrzyczał do telefonu – Ech… nie wiem… nie jestem jakoś do tego przekonany… No… No dobrze… ale to ostatni raz! Jasne! – rozłączył się. Widać było po jego twarzy, że nie był to raczej jego przyjaciel i każdy normalny pewnie wolałby się nie wtrącać. Każdy normalny zostawiłby go w spokoju. Każdy normalny nie drążyłby tematu, który jak widać, nie jest zbyt przyjemny…
- Kto to dzwonił? – Jednak Bartek, do „normalnych” nie należy – I czemu się tak zdenerwowałeś?
- Dzwonił… mój chłopak… - wyszeptał Damian – Ten który bał się do mnie odezwać przez ponad cztery miesiące! Wyprowadził się… okazało się… okazało się że mieszka niedaleko. Spotkał Daniela, a ten mu powiedział że tu jestem… Chce się ze mną spotkać… „stęsknił się”… Phie! Też coś! 4 miesiące się nie odzywał… a teraz chce się spotkać! Wyobrażasz to sobie?!
- Twój… chłopak? – Zapytał głucho Wilski – Więc… całowałeś się ze mną, mając chłopaka?!
- Między nami już niczego nie ma! Totalnie mnie olał, mimo telefonów i sms’ów! A teraz nagle dzwoni jak gdyby nigdy nic!
- I co? Pójdziesz się z nim teraz spotkać?
- A mam inne wyjście? Muszę to teraz zakończyć, nie sądzisz?
- Nie wiem… Idę się przejść…
- Iść z Tobą? – Zapytał Damian. Ta nagła zmiana humoru u Bartka zaniepokoiła go.
- Nie, dzięki… Sam się przejdę… - Odparł i szybko złapał za kurtkę, po czym się ulotnił. Wyszedł z bursy i ruszył przed siebie. – Nie wierzę… - szepnął sam do siebie – Po prostu nie wierzę… Ma chłopaka, a całuje się ze mną… Jeżeli nawet między nimi się nie układało, to nie znaczy, że może się ze mną całować za jego plecami! Powinni to chyba zakończyć! A skąd ja mogę mieć pewność że ze mną nie byłoby tak samo? – Zaczął mówić coraz głośniej, z każdym słowem czuł się coraz bardziej zdenerwowany – Cholera! – krzyknął, po czym po jego policzku zaczęły płynąć łzy, które po chwili wymieszały się z pierwszymi kroplami deszczu – Świetnie… Tylko tego mi tu brakowało…
Szybko skręcił w jakąś uliczkę i zauważył kawiarenkę. Mijali ją często kiedy wychodzili gdzieś całą trójką, jednak nigdy do niej nie zachodzili. Bartek wszedł do środka i ruszył do stolika gdzieś w końcu pomieszczenia. Usiadł, zdjął z siebie przemoczoną kurtkę i zaczął przeglądać kartę. Szczerze to nie miał na nic ochoty, ale skoro już tu wszedł, to wypadałoby coś zamówić. Podszedł do niego chłopak. Miał gdzieś na oko 23 lata.
- Czy mogę przyjąć pana zamówienie? – zapytał z wymuszonym firmowym uśmieszkiem, wyciągając z kieszeni notesik
- Tak, poproszę małe cappuccino i do tego… może kawałek sernika. – złożył zamówienie i znowu pogrążył się w swoich rozmyślaniach. Po chwili znowu podszedł do niego ten sam kelner, tym razem z zamówieniem.
- Proszę, oto pańskie zamówienie – postawił przed nim napój i ciasto. Po chwili zapytał – przepraszam, czy masz na imię Bartek?
- No tak… A.. Skąd pan o tym wie? – spytał zdziwiony Zawilski
- Och, przepraszam. Nazywam się Daniel – wyciągnął rękę, którą po chwili uścisnął Bartek, jednak widząc, że chłopak dalej nie wie z kim rozmawia dodał – jestem bratem Damiana. Dużo mi o Tobie opowiadał  -powiedział i uśmiechnął się promiennie.
- Ach tak… - odpowiedział smętnie. – A co on panu o mnie opowiadał?
- Nie mów do mnie per „pan” czuję się wtedy staro – parsknął śmiechem starszy Górski – mów mi po prostu Daniel
- Eee.. ok… a więc Danielu, co on ci o mnie opowiadał?
- Chcesz wersję skróconą, czy pełną wersję zeznań? – zapytał z dziwnym uśmieszkiem
- Może… może pełną wersję… - odpowiedział nieco niepewnie
- Och, jak dobrze że mało ludzi jest… Więc… mogę usiąść? – widząc, że jego rozmówca skinął na potwierdzenie głową, usiadł i zaczął – a więc od początku. Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, gadał coś, że jego nowy współlokator jest super, ładny, zabawny i tak dalej… - powiedział patrząc się wymownie na Bartka, który lekko się zaczerwienił – Pokazał mi zdjęcie które… nie wiem kiedy zrobił, ale miał na telefonie i to właśnie twoje zdjęcie. – uśmiechnął się szeroko – powiedział mi, że masz na imię Bartek, opowiadał mi jak miło spędza mu się czas w twoim towarzystwie… - po chwili cały ten słowotok zaczął mu umykać. Gdy słuchał jak Damian się o nim wyrażał. Przecież to brzmiało jak jakiś wyidealizowany obraz jakiegoś greckiego Boga… Bartkowi zrobiło się trochę głupio i wstyd. – No i tak to mniej więcej wyglądało – zaśmiał się Daniel – Czasami miałem wątpliwości czy ty na pewno istniejesz. Taki ideał, fiu fiu – parsknął śmiechem Górski
- Ale, on dzwonił do ciebie tak codziennie? – zapytał Bartek
- No, nie dzwonił, ale przynajmniej wysyłał sms. Zawsze coś o Tobie. To jak to miło mu się z Tobą rozmawia, jak ty go rozumiesz, albo o tym, że macie te same zainteresowania, albo jak byliście w tej kawiarence, albo o tej imprezie, na której się całowaliście, albo o basenie… A propos basenu, on naprawdę tak się jej odszczekiwał? – zapytał zmieniając głos na poważny
- No… Tak trochę…
- Widać że nadal ma ten swój charakterek – zachichotał Daniel
- A… słuchaj… Mam pytanie – zaczął ciut niepewnie młodszy rozmówca
- Hmm? A o co chcesz się zapytać?
- A… Jak to jest z tym jego chłopakiem? Co? – spytał się Bartek. Czuł się strasznie głupio wypytując o to starszego brata Damiana, ale chciał się dowiedzieć  prawdy
- Aaa… o to… Głupia sprawa… Oni… niby są razem, ale ten cały Kacper… Znalazł sobie kogoś innego… Widziałem ich dzisiaj… Jakoś chyba cztery miesiące temu, Kacper wyprowadził się. Damianowi strasznie było smutno… nawet płakał po nim i nie chciał się z nikim innym spotykać… Nawet do niedawna… Aż spotkał Ciebie, jakby znowu odżył. A ten Kacper, chce się z nim oficjalnie rozstać… Chociaż… on jest strasznie złośliwy i zazdrosny… Więc uważaj… bo mimo, iż skończył z Damianem, może mu coś odwalić… On… jest nieco dziwny… Ale, ale… widzę, że zbierają się ludzie, nie chcę, żeby szefowa się na mnie zdenerwowała, miło było z Tobą pogadać Bartek. Trzymaj się!
- Taak, dzięki! Do zobaczenia! – Bartkowi poprawił się nieco humor. Może nie było aż tak źle… Upił łyk swojego cappuccino, niestety, zdążyło już wystygnąć… Zjadł tylko sernik, zapłacił rachunek, przeprosił za zmarnowanie kawy i wyszedł. Deszcz rozpadał się już na dobre. Złapał za telefon i zamówił taksówkę. Wsiadł do niej, poprosił o podwiezienie pod bursę. Zapłacił za usługę i w rekordowym czasie przebiegł odległość od przystanku do budynku. Wbiegł po schodach i rzucił się Damianowi na szyję.
- Przepraszam! – powiedział cicho i wtulił się w niego – nie powinienem…
- Ale… co się stało? Za co ty mnie przepraszasz, co? – zapytał zbity z tropu Damian – i może… dałbyś mi się ubrać? I zdejmij tą mokrą kurtkę… zimno mi… dasz mi się ubrać? – dopiero teraz Bartek zauważył że Damian jest w samym ręczniku – no co? To ty masz takie wyczucie czasu! Nie wiedziałem kiedy wrócisz, więc nie spieszyłem się z ubraniem – prychnął pod nosem – no co się tak patrzysz?!
- Nic – parsknął śmiechem Bartek – Po prostu… Mi się wydaje, że ty specjalnie paradujesz w tym ręczniku, kiedy jesteśmy sami w pokoju – zachichotał
- Może – mruknął Damian
Po chwili oboje zaczęli się śmiać. Bartek tylko musnął jeszcze usta Damiana w krótkim pocałunku
- Dziękuję – szepnął do Damiana
- Za co? – zapytał znowu nieco zbity z tropu
- Za to, jak o mnie opowiadasz – powiedział Bartek i uśmiechnął się – a teraz leć się ubrać – i pchnął go w stronę łazienki

środa, 16 stycznia 2013

Życie wenów cz.1



Hmm… Taaak… nieco dziwne nie sądzicie?
Ale wszystko wam wytłumaczę…
Mam mały problem z moimi wenami, i zaczęliśmy z DuSiek dochodzenie, co się z nimi dzieje…
Okazało się, że moje weny poszły się pier… Ekhem… Kochać…
O dalszych losach co się z nimi dzieje, możecie przeczytać w kolejnych notkach, naszego wspólnego opowiadania, które będę tu zamieszczał…
Ale! To nie znaczy że nie doczekacie się kontynuacji ze szkoły! Co to, to nie!
Małe wyjaśnienie… 4 postaci pewnie już znacie, ale pojawiają się 3 nowe…
Opowiadanie powstało totalnie przypadkowo! Ale! Kontynuowane z pomysłem ;D

Klaudiusz – Wen Dusi, piękny, szlachetnie urodzony blondyn kochający czekoladowe precle. Nieco zapyziały, ale z bogatą historią…
Selethen – Towarzysz Klaudiusza, wierny sługa, a także ktoś bardzo bliski Klaudiuszowi. Ma parę ciekawych zdolności, o których będziecie mogli przeczytać
Lily – elfka, siostra Klaudiusza. Ma nie mniej bogatą historię, jednak (na razie) nieco mniej rozwiniętą w opowiadaniu. Uwielbia ciasteczka
Draco – Draco, którego pewnie wszyscy znacie z książki o Harrym Potterze. U mnie postać jest zaciągnięta z tejże książki, jednak ma parę swoich własnych cech, kilka unikalnych umiejętności, zainteresowań i zmieniony nieco pogląd na świat
Fukazawa
– Cichy typek, skryty, ale bardzo pomocny. Zauroczony w Draco… do czasu
Damian
– Autor tegoż bloga, jak i całego opowiadania. Ma dziwny światopogląd Chce się bawić w Boga, zmienia krajobraz, wygląd otoczenia, przepis na precle (dowiecie się później o co chodzi ;p) I… wiele więcej
Dusiek
– autorka bloga o sierocie, i wiele innych. Jest współautorką tego opowiadania. Zamyślona, zagubiona, ale za to z wielkim sercem. Rzuca się na precle z Klaudiuszem, jakby pierwszy raz na oczy je widziała…


 - Klaudiusz! pomocy! – Damian był totalnie załamany. Ale na szczęście z pomocą przyszli DuSiek ze swoim wiernym wenem!
 - Dalej, nie marnuj mojego cennego czasu.- Klaudiusz podszedł do tego z wielkim dystansem. Nie był zbyt skory do pomocy - Mam tu notkę do napisania. Bo inaczej DuSiek kłopoty będzie miała.
 - Proszę wielmożnego Klaudiusza – Damian kontynuował swoją prośbę - potrzebuję pomocy, moje 2 weny się obijają!
 - Waszą Wysokość, chciałeś powiedzieć. – Wen prychnął donośnie
 - Mógłby pan mi pomóc ich rozruszać? – Damian ponowił swoją prośbę
 - Dawaj ich tu.
 - Ale… oni… właśnie tego…schowali się w schowku na szczoty i nie chcę wyjść! Jakieś jęki z siebie wydają, i nie chcą mnie tam wpuścić!
- Dajcie mi wiadro zimnej wody. Wykurzę ich stamtąd.
 - Proszę o Klaudiuszu
 - Wasza wysokość – prychnął donośnie
 - Tutaj wiadro pysznej kranówy
Klaudiusz podchodzi do schowka, chwilę majstruje coś przy drzwiach, wyciągając spinkę z długich blond włosów. Otwiera drzwi i wylewa całą zawartość wiadra.
W schowku dwóch młodzieńców całkiem nagich, stoją, spleceni ze sobą w niedwuznacznej sytuacji  -  - Może się dołączysz blondasku? - rzuca bezczelny blondwłosy młodzieniec, był nieco niższy od swojego kolegi
 - Blondasku? Blondasku?!
 - O nie, wkurzył się - szepcze DuSiek
 -  Jak śmiesz, brudny kmiocie?! Ja Ci dam blondaska! - nie zważając na nic, wyciąga siłą blondyna. Zza pasa spodni wyjmuje bicz. - Już ja Cię nauczę szacunku do przedstawiciela książęcego rodu...
 - Książęcego rodu?! Pfu - splunął Klaudiuszowi pod nogi - Czy ty wiesz do kogo mówisz plebsie?! Jam jest Draco Malfoy! Czarodziej czystej krwi, i największy mag tego stulecia - wyciąga zza pazuchy różdżkę - więc pilnuj się B L O N D A S K U - zaakcentował każdą literę z osobna uśmiechając się kpiąco - bo stracisz co nieco ze swojej gładkiej mordki
- Uuu, ma pazurki - Damian jest zadowolony, ale chowa się za drzwiami
 - Taak? Draco Malfoy? - uśmiecha się cynicznie - Chyba tania dziwka z burdelu. I na cóż Ci ten kijaszek, skarbie? Moja magia działa bez pomocy. - Wszystkie światła zgasły, a Fukuzawa zgiął się w pół. - Zawsze mogę kazać Cię ściąć. - Biczem smagnął go po pośladku.
 - Zaczęło się. - Dusiek robi facepalma
 - Tania dziwka z burdelu? I mówi to taka ladacznica jak ty? Spójrz na siebie, co ty sobą reprezentujesz? Jaki ród? - smagnął różdżką używając zaklęć niewerbalnych - widzisz? Nawet nie zauważysz kiedy twoja mordka zostanie oszpecona księciuniu - zaśmiał się, gdy zobaczył, jak Klaudiusz przeleciał przez cały korytarz - Myślisz że tylko ty tu możesz używać magii? - kolejne smagnięcie różdżką - Drętwota! - Klaudiusz zastygł w bezruchu a Draco podchodzi do niego - Nie ruszaj mojego Fukazawy, to sprawa między nami, jeżeli chcesz pokazać co potrafisz, to śmiało, nie bój się! Ale zachowuj się honorowo
 - Oooo… DuSiek, może... napijemy się herbaty? - zaproponował Damian, chwytając Fukazawę pod rękę - tędy do kuchni
 - A chętnie! To wy chłopcy pobawcie się, a my idziemy do kuchni. Chodźcie. - powiedziała, z politowaniem patrząc na Klaudiusza. Zawsze się w coś wpierdzielisz - szepnęła.
 -  Hah. Nareszcie jakaś rozrywka. Naiwny mag, który myśli, że może mnie zagiąć banalną sztuczką.  wstał powoli, łamiąc zaklęcie. Starł krew z kącika ust, uśmiechając się. - Wiesz, może jednak nawet będę dla Ciebie wyrozumiały. W końcu taki gówniarz jak Ty nie zrozumie zasad moralnych i etycznych. - zaśmiał się - I Ty nazywasz się Czarodziejem Czystej Krwi? Śmieszne. Atakujesz mnie - pierwszego Czarodzieja. O którym piszą legendy. Który stworzył zaklęcia. Zabawny jesteś. - wykonał dziwny ruch. Obok niego pojawił się rycerz w czarnej zbroi. - Poznaj Selethena. Selethenie, pobaw się z Draco. - Czarny rycerz wyjął miecz, w zawrotnej prędkości zbliżając się do Malfoya. Klaudiusz usiadł po turecku i zaczął mruczeć coś pod nosem. Obok niego pojawiła się elfka. -  Nekromancja. Najlepsza magia świata.
 - Taki jesteś odważny bawiąc się swoimi marionetkami? Sam boisz się stawić mi czoła? Jesteś do niczego, jesteś śmieciem! Ale... sprawdźmy... Ty masz TYLKO nekromancje... ja mam o wiele więcej - uśmiechnął się tajemniczo - Zobaczymy, czyja magia jest silniejsza! - krzyknął wykonując jakiś skomplikowany wzór w powietrzu, po czym posągi w około niego ożyły - jak widzisz, nie tylko ty masz tu marionetki - z ziemi zaczęły wyrastać pnącza owijając się w okól rycerza, elfki i Klaudiusza po chwili zamieniając się w kamienne - a teraz się zabawimy - posągi najpierw zaczęły zbliżać się do rycerza, zadając kilka ciosów które zostawiły wgniecenia w zbroi - naiwny uke  - zaśmiał się pod nosem -
 - Uke? Kto tu jest uke, chłoptasiu? - zwinnie wyplątał się z krępujących go pnączy, jakby były jedynie kawałkami papieru. Podszedł do niego i pogładził wierzchem dłoni jego policzek. Po chwili jednak złapał go za włosy i rzucił w ścianę. - Tylko nekromancja? I Ty w to wierzysz? Selethenie! - rycerz stanął przed nim. Zbroja zniknęła, pozostawiając jedynie postać. Mężczyznę. Przybrał on postać Fukazawy. - Wiesz co robić. - powiedział, podchodząc do elfki i ściągając z niej pnącza. Uśmiechnęła się, całując go w policzek. - Ech, kochana. Może lepiej będzie, jak znikniesz. Nieprzyjemny zaczyna robić się ten bękart.
 - Bękart? BĘKART?! - Włosy Draco zaczęły się unosić jakby w porywach wiatru, w pomieszczeniu zaległa niemożliwa wręcz cisza - Zobaczymy jak będziesz zaraz śpiewać, coś mi mówi że cieniutkim głosem! - Draco używając aportacji przeniósł się za Klaudiusza i Selethena - BOMBARDA MAXIMA! - używając zaklęcia posłał Klaudiusza i podróbkę Fukazawy na niższe piętra - To jeszcze nie koniec!  -wykrzyknął i używając zaklęcia amortyzującego rzucił się na dół do nich
Klaudiusz śmiejąc się histerycznie, dał sobie zadać cios. Elfka zniknęła, rycerz stał się czarnowłosym i błękitnookim mężczyzną. Książę z gracją wylądował na ziemię. Podłoga wokół niego popękała, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
 - Wiesz, zabawny jesteś. Naprawdę. Ale dość tego. - Zniknął. Selethen rozejrzał się. Stanął nieruchomo, czekając.
 - Tak chcesz się bawić?! Myślisz że nie znam takich tanich sztuczek?! - rzucając na siebie zaklęcie kameleona zniknął by po chwili zaatakować od tyłu Selethena sectumsemprą. Zaklęcie pozostawiło na jego ciele głębokie rany z których zaczęła się sączyć krew - zobaczymy, jak długo dasz radę się bawić ze mną w kotka i myszkę, bez swojej marionetki! - rzucając co raz zaklęcie, krążył w około swej ofiary nastawiając wszelkie zmysły na jakikolwiek znak obecności Klaudiusza
(Wracając do naszych autorów)
 - Więc jak ci smakuje herbatka? - zagadnął Damian Klaudię - mam nadzieję że nie narobią zbyt wielu kłopotów... znowu zamek do remontu… Ech…
 - Klaudiusz jest nienormalny. Zawsze pakuje się w kłopoty, a potem ja go muszę z nich wyciągać. Pyszałkowaty kretyn. A herbatka dobra! - powiedziała, mlaszcząc z uznaniem.
(Konfrontacja)
 - Ojoj - zewsząd dobiegł głos księcia. - Myślisz, że się przejmę? Selethen jest duchem, nie umiera. A Twoje ciosy są dla niego jak ugryzienia komara... Chcesz mnie dopaść? Najpierw mnie złap! - histeryczny śmiech zabrzmiał w pomieszczeniu. Na Malfoya zaczęły spadać kawałki skał.
 - Malfoy użył zaklęcia tarczy i udawał że został zasypany pod głazami, używając na siebie zaklęcia wyciszenia czeka, aż Klaudiusz nieświadomie podejdzie do niego
 - Sprytny z Ciebie chłopczyk, skarbie. Ale nie myśl, że mnie nabierzesz. Masz mnie znaleźć, a nie tchórzyć, obrzydliwa szlamo. - Selethen pojawił się nagle przy blondynie i łamiąc jego zaklęcie, ciął go mieczem w bok.
 - Szlamo?! Takie słowa w ustach takiego obślizgłego gnoja jak ty?! - odrzucił Selethena w tył i po chwili uleczył swoje rany - Pewnie nawet taki ignorant jak ty, nie wie gdzie się znajdujemy! oświecę cię! Jesteś w mojej rezydencji, a ja, jako kolekcjoner wszystkiego co cenne, i kontynuator wielkiej rodziny samego Salazara Slytherina, mam dla ciebie niespodziankę - używając wężowego języka, Draco wezwał kilkanaście żmij - to tylko przedsmak, mam tu w lochach coś większego, więc kochasiu pilnuj się lepiej!
 - Obiadek! - wykrzyknął Klaudiusz, pojawiając się. Żmije cofnęły się. Znały tego typa. Capnął jedną i zjadł. - Kochany jesteś, Dracuś! - powiedział, uśmiechając się słodko. - Masz coś większego?! Yay, będzie deser!
*Kuchnia*
 - Wiesz, jak wpierniczymy się Klaudiuszowi w zabawę, to potem się na nas zemści. - mruknęła Dusiek, ciapiąc widelcem po cieście. Oby tylko nie doszło do tego, do czego myślę, że dojdzie…
 - Jeżeli chodzi ci o wątek yaoi to...  - Damianowi przerwał jakiś wielki hałas na dole, a potem przeraźliwy syk - Bazyliszek... no po cholerę go tu ciągnął no!?
*Lochy*
- To mój ulubieniec, zobaczymy jak się z nim zabawisz, jak pewnie wiesz... Chociaż... Taki ignorant jak ty może nie wiedzieć... Wzrok bazyliszka może zabić, lub - jak w przypadku ducha - spetryfikować, więc na razie, twój Selethen nam nie będzie przeszkadzać - moc bazyliszka spetryfikowała ducha, a po chwili bazyliszek rzucił się na Klaudiusza - i jak blondysiu? dalej chcesz się bawić? - wąż chybił lekko, lecz zdążył drasnąć księcia w ramie, trucizna powoli zaczęła rozpływać się po jego ciele
 - Ale przyjemnie! - stwierdził śpiewnie, podchodząc do węża i wyrywając płat skóry. Po chwili skropił go jadem i zjadł - Jesteś cudotwórcą, Draco.
 - Czym... Czym ty do cholery jesteś?!
*Autorzy*
A więc Klaudio, wracając... co miałaś na myśli mówiąc że "Oby tylko nie doszło do tego, do czego myślę, że dojdzie."? co?
 - Mówiłam o tym, że znając tego hipokrytę o niezwykłej manii wielkości, może dojść do rzeczy, których MY będziemy żałować. Nastroje Klaudiusza zmieniają się jak w kalejdoskopie. Choć teraz pewnie próbują się pozabijać, za chwilę Klaudiusz może zechcieć uwieść.. Draco.
 - Znając Draco i jego napady... Może albo zabić Klaudiusza, albo pójść z nim do łóżka, tak samo było z Fukazawą, bo "ukradł jego kolor włosów i to w dodatku nieudaną podróbką" - Damian zaśmiał się głośno i klepnął Fukazawę po ramieniu - No Fukuś, nie denerwuj się, to Draco, może i jest cyniczny, i niewierny, ale nie wie co traci... A on i tak nie zasługuje na Ciebie, jesteście jak ogień i woda, i jest dla ciebie za młody, znajdź kogoś w swoim wieku, co?
 - Oj, Fukuś nie przejmuj się tymi dwoma kretynami. Siebie warci są. Damian, nie przesadzaj. Fukuś wcale nie jest taki stary! – Wtrąciła się Dusiek
 - No dobrze no, ale w wieku 24 lat, oddaje się takiemu gówniarzowi jak Draco? Bez obrazy, ale na prawdę i mogę się założyć, że i tak go spił jakimś eliksirem....

*Weny*
 - Ja? Książę Klaudiusz Tymoteusz Adrian I, czarodziej i pogromca węży, który w końcu oszalał i zaczął żywić się nimi. Bazyliszki to moje ulubione dania. - uśmiechnął się słodko - Oczywiście, mówiąc o mnie tak w skrócie. O wielu rzeczach wolałbyś nie wiedzieć...
 - A może właśnie chciałbym się dowiedzieć, co? - Draco uśmiechnął się kpiąco - ciekawe, co taki zadufany dupek jak ty może skrywać za tajemnice
 - Więc może opowiesz mi cos więcej o sobie? Klaudiuszu Tymoteuszu Adrianie I?
 - Wasza Wysokość. - przerwał mu, patrząc na niego z wyższością. - Moja matka jadała takich jak Ty na śniadanie. Chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć? Cóż... A więc, jestem księciem, jak już wiesz. Mam lat... Sam nie wiem ile. Po trzech tysiącach straciłem rachubę. - posłał mu promienny uśmiech. - Żeby być potężnym, moja matka, wspaniała kobieta, kazała pić mi krew dziewic i młodych chłopców, zupełnie takich jak Ty, kochasiu. Poza tym uczyła mnie magii. Och, czarna magia była na porządku dziennym, nekromancja, transmutacja, eliksiry, opętania. Byłem pojętnym uczniem. A potem, objąłem tron. I myślę, że tyle Ci wystarczy. Jeśli chcesz więcej, musisz dać coś w zamian.
 - Jesteś bezczelny, wredny, chamski, arogancki i zadufany w sobie... Coraz bardziej mi się podobasz... staruszku... A co miałbym niby dać ci w zamian co?
 - DuSiek... Coś cicho tam się zrobiło... nie sądzisz że oni się tam wiesz... zabili albo cuś?
 - Nie sądzę, braciszku. Znając blondasa, pewnie zanudza go historyjkami o sobie. Wiesz, że kiedyś zjadł na mszy księdza, bo ten gadał coś o tym, jakim to jest ohydnym demonem? I nie obrażaj Fukusia! Nie wiesz, czym jest pożądanie? - rozmarzyła się, dalej maltretując kawałek ciasta.
 - Księdza? Czym sobie biedny Batman na to zasłużył? - Damian zaśmiał się, jednak w głębi był strasznie przestraszony - A nie nazywaj go Fukuś, tylko ja mogę tak na niego mówić - pokazał jej język cmoknął Fukazawę w policzek  - Naprawdę, nie wiem Fukuś, co ty widzisz w tym Draco...
 - Mru? A ja? Zostawicie mnie samą na pastwę tego wariata? - w jej zielonych oczkach pojawiły się łzy.
 - Klauduś, spokojnie, nikt cię nie zostawia - Damian uśmiechnął się promiennie
 - Oj... może... ja zrobię jakieś kanapki? głupio mi tak siedzieć bezczynnie - sapnął Fukazawa, i poszedł robić zagrychę

*Weny*
 - Dziękuję za komplement. - odgryzł się. - Co miałbyś mi dać? - podszedł do niego, odchylając jego głowę. Wzrok utkwił w jego szyi, przecinając skórę paznokciem. Krew wypłynęła z rany. Klaudiusz zamoczył w niej palec, którego potem oblizał.-  Mmm. Przypomina mi się moje szczęśliwe dzieciństwo..
Draco syknął i wyleczył szybko skaleczenie
- Słuchaj, ty sobie za dużo nie pozwalaj, mogę oddać ci dużo, jednak nie wszystko! Jeszcze tyle ciał mam do posmakowania, i tylu jeszcze nie olśniłem mym blaskiem. Szczególnie tego Damiana... Biedny autor, nie wie co traci... Ale wracając, co chcesz mi zaproponować? Hmm?
 - Ja? Przecież tylko smakuję… - powiedział niewinnie. - Nie chcę Twojego ciała. Nie pociągasz mnie...
 - Ja cię nie pociągam? Proszę cię... może i jestem młodszy, ale widzę jak się na mnie patrzysz...Chcesz mnie... A posmakować, to możesz, ale swojego ducha... ja tu jestem od rozkosz cielesnych, blondasku..
 - Ducha? Śmieszny jesteś. Ducha to mam od rozkosz cielesnych, a nie Ciebie. Ja potrzebuję silnego mężczyzny, który zaspokoi moje potrzeby, a nie jakiegoś chłystka, co ma jeszcze mleko pod nosem.  - zaśmiał się nieprzyjemnie. Zaraz jednak w jego zimnych błękitnych oczach pojawił się błysk. - Chyba, że... Ty mi się oddasz.